INFORMACJE

BLOG ZAWIESZONY DO ODWOŁANIA!


czwartek, 29 maja 2014

Comeback


Nareszcie matury się skończyły,
 a ja z nową energią wracam do pisania. ^^
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda
 i będzie się chociaż trochę cieszył na mój powrót ;P
Jeśli mam być szczera, to te dwa miesiące 'pisarskiej abstynencji' 
były dla mnie straszne.
Dlatego też zregenerowałam się po maturze, 
odświeżyłam wygląd bloga i wzięłam się za pisanie. ^^
Niedługo powinien się ukazać kolejny rozdział "Dirty Pleasure",
a na razie zapraszam was do lektury oneshota z pairingiem,
 o którym myślałam że nigdy nic nie napisze.
 Jednak mój drogi Wen lubi zaskakiwać. ^^
Więc miłej lektury!

Jeszcze jedna krótka informacja: zapraszam was serdecznie na bloga mojej kochanej przyjaciółki!!!
Link w tej nazwie: keep-on-standing-still 





MinKey

Tytuł: Still waiting
Gatunek: AU, angst, smut
915 słów





Czekał.

Czekał w pokoju, w którym jedynym źródłem światła była mdła poświata bijąca od ulicznych latarni.

Czekał nagi i drżący, rozciągnięty na łóżku. Co chwilę zerkał na zegarek, mrużąc powieki przez jaskrawe cyfry.


23:30


Już nie przyjdzie.



Frontowe drzwi zaskrzypiały w proteście. Z korytarza dało się posłyszeć szelest zdejmowanej kurtki i ciężkie westchnięcie, a potem stłumione kroki. 


Czuł, jak spina się cały w oczekiwaniu. Kilkoma nerwowymi ruchami poprawił blond grzywkę, układając się na plecach i wysuwając nogę spod krwistoczerwonej kołdry. Drzwi otworzyły się powoli i stanęła w nich wysoka postać. 


- Późno przyszedłeś.


Brunet wzruszył ramionami, rozpinając mankiety swej koszuli i ruszając w stronę łóżka. Blondyn podniósł się, wyciągając dłonie w stronę idącego ku niemu mężczyzny. Jego długie, zwinne palce powoli rozpinały śnieżnobiałą koszulę, odsłaniając kawałek po kawałku cudownego, opalonego, umięśnionego ciała. Dłońmi przejechał po twardych mięśniach brzucha, przygryzając jednocześnie wargę z zachwytu. 


- Jak ci minął dzień, Minho?


Palce wsunęły się za linię spodni, a później powoli je rozpięły. Język zatoczył kółko wokół pępka.


- Mógłbyś się zabrać do roboty, a nie gadać?


Jasnowłosy skłamałby, gdyby powiedział, że ten głos go nie ruszał, nie podniecał, nie przyprawiał o przyjemne dreszcze. On go uwielbiał. Tak samo jak jego właściciela.  


Sprawnie zsunął materiał spodni wraz z bokserkami. Odsunął się, robiąc miejsce swojemu kochankowi. Oczami błyszczącymi rosnącym pożądaniem przyglądał się, jak Minho odkłada starannie złożone ubrania na krzesło, a potem układa się na łóżku. 

Kibum, niczym kot, prześlizgnął się pomiędzy nogami kochanka, chwytając jego penisa w dłoń i przesuwając po nim stanowczo kilka razy. Chciał, żeby Choi’emu było dobrze. Całe jego jestestwo od roku nastawione było na sprawianie mu przyjemności. Nie łączyło ich nic więcej prócz seksu i Kim doskonale wiedział, że to się nigdy nie zmieni. Zawsze będzie wyczekiwał Minho, który pojawi się lub nie. Zawsze będzie - tak jak do tej pory - jedynie zwykłym pionkiem, zabawką, odskocznią od nudnej codzienności. Choi wciąż będzie ustalał wszystkie zasady i wydawał rozkazy. A Kibum nadal będzie oddawał mu się całkowicie, zgadzając się na wszystko. Nawet na ból i cierpienie. Na brak miłości. Byleby tylko móc zaznać odrobiny intymności.


Kim z szelmowskim uśmiechem spoglądał na odchyloną do tyłu głowę Minho, gdy – niby od niechcenia – leniwie przesuwał językiem po czubku jego penisa. Kilka szybkich ruchów ręką, kilka wolnych i liźnięcie. Zabawa w kotka i myszkę. 


- Kibum, do kurwy nędzy, nie baw się...


Ostry głos, na który tylko czekał. 


Uwielbiał każdą cząstkę Minho. Jego głos, zapach, ciało... I jego przyrodzenie. Ogromne, stojące dla niego na baczność i wściekle czerwone. Wielbił delikatność jego skóry wyczuwalnej pod językiem i każdą pulsującą żyłkę. Swoimi ustami pochłaniał je całe, ssąc zawzięcie i mocno. Jego głowa poruszała się szybko w rytm nadawany mu przez rękę wplecioną we włosy. Prawie się dusił, ale to nie było ważne.


Najważniejszy był zawsze Minho. 


Oderwał się od krocza bruneta, gdy tylko dłoń z głowy znikła. Wiedział, co nadchodzi. To, na co czekał cały ten czas, każdą jedną pojedynczą godzinę w ciągu dnia. Drżał na wspomnienie poprzednich razów i już tęsknił za kolejnymi. Taemin w przypływie złości nazwał go kiedyś masochistą, raniącym się na siłę. Ale Taemin był tylko głupim dzieciakiem, jego malutkim braciszkiem, który nigdy nie zaznał bliskości z mężczyzną takim jak Choi. Z takim, który był jak narkotyk.


Kibum, ułożony na brzuchu, wypięty i upojony szczęściem, przyjmował każde pchnięcie. Minho nigdy nie bawił się w czułości. One były przeznaczone tylko dla Jinri, nie dla niego. I gdyby zaczął ich żądać, to wszystko by się skończyło. Zostałaby złamana jedna z zasad, a to by wystarczyło, aby brunet zniknął z jego życia. A to zabiłoby Kima. I dlatego, pomimo że czuł krew spływającą po udzie z nie do końca zagojonej rany powstałej podczas poprzedniego razu, nie protestował. Ból paraliżował mu ciało, a erekcja Minho rozrywała go na pół, ale to było wszystko, co mógł mieć. Wszystko, czego pragnął.


Gorąca sperma zalała jego wnętrze, a on ostatkiem sił zacisnął krążki mięśni wokół jego penisa, próbując zatrzymać go przy sobie na trochę dłużej. Chciał go czuć choć jeszcze przez moment. Chciał udawać, że wszystko to znaczy coś więcej.


Minho wyszedł z niego i usiadł na krańcu łóżka, zapalając papierosa. Nie patrzył na blondyna ani na plamę krwi zmieszanej ze spermą na pościeli. Zaciągnął się nikotyną w ciszy nieczuły na ciche, wywołane bólem jęki kochanka.


Kim oddychał ciężko, próbując uspokoić szaleńczo bijące serce. Erekcja opadała przez niewyobrażalny ból, a on sam siłą woli walczył ze łzami. I gdy Minho skończył swojego papierosa i zostawił go, idąc pod prysznic, rozpłakał się. Bolało go ciało i serce, lecz mimo tego całego cierpienia paradoksalnie pragnął więcej. Jeszcze więcej. Jeszcze intensywniej.


- Nie rycz. Nie zachowuj się jak baba. – Minho stanął tuż przy łóżku niewzruszony i skupiony tylko na wiązaniu krawata. – Jutro mnie nie będzie i do końca tygodnia też nie. Wyjeżdżam z Jinri i Yoogeuniem na wakacje i raczej nie prędko wrócę.


- Kiedy przyjdziesz? 

Jego głos był tak cichy, że sam ledwo się usłyszał. Zbierał w sobie siły, by zadać to pytanie jeszcze raz pewny, że Minho go nie usłyszał. Choi jednak spojrzał na niego zirytowany. 


- Mógłbyś słuchać tego, co do ciebie mówię? Powiedziałem przecież, że wyjeżdżam. – Kilkoma ruchami ułożył włosy i poprawił marynarkę. – Czekaj na mnie. Jak wrócę, to przyjdę. 


Bez słowa więcej odwrócił się i wyszedł. 


Kibum oddychał już powoli, ale wciąż ciężko. Wpatrywał się w łunę księżyca, która odbijała się w lustrze, próbując przepędzić od siebie myśli o bólu.


Czekaj na mnie.



Nigdy nie robił niczego innego, tylko czekał. 


Zawsze na niego czekał.


I już zawsze będzie na niego czekać.