INFORMACJE

BLOG ZAWIESZONY DO ODWOŁANIA!


środa, 18 czerwca 2014

Dirty Pleasure VII cz.I


Witajcie, witajcie. ^_^ Tutaj Jung Chae Jin. Nie obawiajcie się, nie przejęłam bloga. XD W związku z tym, że Hela-chan smaży się obecnie na gorącym piasku hiszpańskich plaż (i niestrudzenie wypatruje azjatyckich przedstawicieli płci męskiej – nota bene z bardzo pozytywnym skutkiem XD), nie ma ona dostępu do komputera. Dlatego poprosiła mnie, żebym wrzuciła jej rozdział. :) „Dirty Pleasure”, niestety, zbliża się już powolutku do końca, jest to bowiem pierwsza część ostatniego rozdziału. Druga powinna pojawić się niebawem, bo jest w trakcie betowania. :) Ale nie martwcie się! Dowiedziałam się u samego źródła, że następne opko uporczywie pcha się główką na świat. XD Oprócz tego miałam Wam przekazać od Heli-chan gorące pozdrowienia i mnóstwo buziaków, a ja się do nich dołączam. Miłej lektury. ;)




Biel szpitalnych ścian była przerażająca. Wydawała się być chłodna i bezduszna, nastawiona na brak nadziei i potęgowanie strachu. A wszechobecna sterylność tylko pogłębiała wszelkie negatywne odczucia.

Taemin czuł, jak kręci mu się w głowie ze strachu i niewyspania. Nerwowo rozglądał się dookoła, czekając, aż menadżer wyjdzie z pokoju lekarskiego i powie im, co się dzieję z Jonghyunem. Lee raz po raz patrzył na swoich przyjaciół, licząc na to, że uda mu się odnaleźć na ich twarzach coś, cokolwiek, nawet najzwyklejszy cień uśmiechu, który mógłby go nieco uspokoić i dodać trochę otuchy. Jednak zamiast pokrzepiających gestów widział tylko zmartwienie i obawy, które były równie wszechobecne jak szpitalna sterylność.

Onew chodził wzdłuż ściany tuż naprzeciwko maknae, nerwowo bawiąc się suwakiem od bluzy. Dźwięk tak irytujący, że w normalnych warunkach Kibum już dawno
zwróciłby uwagę liderowi. Ale to nie były normalne warunki. Key siedział po prawej stronie Jinkiego i zdawał się nie zwracać na nic uwagi; był skupiony wyłącznie na swoich drżących dłoniach i uważaniu, żeby nie poparzyć się kawą z automatu. Minho stał nieopodal nich i cicho rozmawiał przez telefon z mamą Jonghyuna, zasypując ją milionem uspokajających słów, mimo że sam ledwo się trzymał. Psychicznie i fizycznie. Taemin widział, jak Choi’emu drżą nogi.

Jedyną rzeczą, jaką udało im się do tej pory dowiedzieć, było to, że życiu Kima nic nie zagraża. Tylko tyle i zarazem aż tyle.

I mimo że ta informacja powinna ich była uspokoić, to wcale nie czuli się z nią jakoś szczególnie lepiej. Wypadek na całe szczęście nie był aż tak poważny, jak początkowo sądzili. Wszystkie najstraszniejsze scenariusze snute przez nich podczas drogi do szpitala rozwiały się po przekroczeniu jego progu. Ale strach i obawa, że los postanowił sobie zadrwić z ich marzeń i dążeń, że Jonghyunowi stało się jednak coś na tyle poważnego, że nie będzie mógł powrócić do zespołowej aktywności, pozostały. Zawsze bowiem istniało ryzyko, że odniesione w wypadku urazy i wynikające z nich kontuzje prędzej czy później zmuszą Kima do zakończenia kariery. Gdyby rzeczywiście tak się stało, Jonghyun straciłby wszystko, na czym mu dotychczas zależało i co kochał najbardziej na świecie. Odejście z zespołu zniszczyłoby cel i sens jego życia, które bez SHINee utraciłoby swój blask. Jego przyjaciele mieli tego świadomość. Taemin również. Dlatego Lee bał się chociaż rozważać takie i podobne przebiegi zdarzeń.

Drzwi od pokoju lekarskiego otworzyły się, a na korytarz wyszedł menadżer. Mężczyzna zdecydowanym krokiem podszedł do członków zespołu.

- Hyung, i co z nim?

Na przód wyrwał się Onew, a tuż za nim Minho. Menadżer westchnął ciężko, opierając się plecami o ścianę, lecz jednocześnie uśmiechając się lekko, tym samym dając swoim podopiecznym znać, że nie mają większych powodów do zmartwień.

- Na szczęście ma tylko lekkie wstrząśnienie mózgu i złamany nos. Tylko. – Mężczyzna pokręcił głową. – Ma założony opatrunek i jest cały spuchnięty. Mówienie sprawia mu trochę trudności, ale rokowania lekarzy są całkiem nieźle. Mówią, że nie ma podstaw do tego, żeby martwić się o jego głos. Będzie śpiewał. Jutro albo pojutrze czeka go operacja, a po niej rekonwalescencja, po której wszystko powinno być już w porządku. Jeszcze tylko nie wiadomo czy nie ma też uszkodzonej w jakikolwiek sposób nogi, bo się strasznie na nią skarży. Jeszcze go badają.

Chłopaki jednocześnie wypuścili wstrzymywane powietrze. Minho opuścił głowę na ramię stojącego obok niego Kibuma, który natychmiast zaczął głaskać go po plecach. Taemin odchylił się na krześle, zamykając oczy. Odetchnął z ulgą. Nie było już żadnych powodów do zmartwień.

- Możemy do niego zajrzeć?

- Tak, ale pojedynczo i nie za długo.

- Jak to pojedynczo?! – Kibum z oburzeniem spojrzał na menadżera. – Nie mogą nam zabronić go odwiedzić!

- Kibum, oni wam niczego nie zabraniają. Tylko zrozum, że on musi teraz odpoczywać. Wiem, że chcecie go zobaczyć i on was pewnie też, ale nic nie mogę na to poradzić. Takie jest zarządzenie lekarskie, nie moje. Chyba że chcecie działać na własną rękę... Jak chcesz, Kibum, to idź do lekarza i spróbuj go przekonać do zmiany decyzji. Twój urok osobisty i siła perswazji powinny wpłynąć na panią doktor. Chyba nawet nie wyszła jeszcze z pokoju... – Mężczyzna kiwnięciem głowy wskazał na pomieszczenie, z którego niedawno wyszedł, jednocześnie wyłuskując z kieszeni komórkę. – Wrócę do was zaraz, tylko muszę zadzwonić do szefa. Czy ktoś rozmawiał z mamą Jonghyuna, czy ja mam to zrobić?

- Nie, ja już z nią rozmawiałem. – Minho odsunął się od Kibuma, spoglądając nerwowo na menadżera. – Hyung, gdzie leży Jonghyun?

- Sala 150 na końcu korytarza. Chłopaki, za chwilę do was wrócę.

Mężczyzna odszedł energicznym krokiem i udał się w stronę wyjścia. Onew popatrzył za nim, spoglądając następnie po swoich dongsaengach. Taemin chciał zerwać się z krzesła i pobiec prosto do Jonghyuna, żeby upewnić się, że na pewno wszystko z nim w porządku. Zanim jednak zdążył wypowiedzieć choćby słowo albo podnieść się z siedzenia, uprzedził go Jinki.

- Niech Minho pójdzie pierwszy.

- Poczekajcie! Najpierw to ja pójdę do pani doktor, ugadam ją i załatwię nam grupową wejściówkę.

Key z wymalowaną na twarzy determinacją podszedł do wychodzącej z pokoju lekarskiego kobiety, od razu rozpoczynając z nią rozmowę uprzejmym, ale jednocześnie stanowczym tonem głosu.

- Minho, idź. – Jinki poklepał bruneta po ramieniu. – Jak Bummie coś załatwi, to do was przyjdziemy.

Choi kiwnął głową, z wdzięcznością patrząc na lidera. Razem ruszyli pod salę, w której leżał Kim. Jinki mocno ścisnął dłoń Minho, zanim młodszy wszedł sali i został przywitany słabym i zbolałym uśmiechem Jonghyuna.

Taemin obserwował przez szybę, jak Minho siada na brzegu łóżka, od razu łapiąc Jonghyuna za rękę i przyciskając jej wierzch do swoich ust. Kim był spuchnięty, blady i niepodobny do siebie. Wyglądał okropnie i tak bezradnie, że Lee chciał tam wpaść i tulić go bez końca. Ale nie mógł. Jedyne, na co mógł sobie pozwolić to patrzenie, jak Minho delikatnie, samymi opuszkami przesuwał po czole i skroni Jjonga, odgarniając brązowe kosmyki.

- Minnie, w porządku?

Onew spojrzał na niego z troską, kładąc dłoń na jego plecach.

- Wszystko okay, hyung. Jestem tylko zmęczony.

Te kilka słów powtarzanych ostatnio tak często przestawały dla niego brzmieć jak kłamstwo. Bo co innego miał powiedzieć? Wyznać, że cierpi, że jego serce jest rozbite, ponieważ kocha Jonghyuna całym sercem i to w taki sposób, w jaki nie powinien? Nie mógł tego zrobić.

- Taaa... – Jinki westchnął, z błądzącym na ustach uśmiechem patrząc na Minho, który pochylał się nad Jjongiem i wtulał głowę w jego klatkę piersiową. – Ciężka noc za nami. Ale mam przeczucie - miejmy nadzieję, że słuszne – że od teraz wszystko będzie dobrze.

Zapadła między nimi cisza. I może gdyby Jinki nie był aż tak zmęczony, zbyt zaaferowany przyjaciółmi po drugiej stronie szyby, zauważyłby pojedynczą łzę spływającą po policzku Taemina, która została starta jednym szybkim ruchem dłoni.

- Możemy wejść. – Kibum podszedł do nich z tryumfalnym uśmiechem na ustach. – Ta lekarka nie miała ze mną żadnych szans. Byłbym w stanie ją przegadać pierdyliard razy w ciągu jednej minuty. Załatwiłem nam dziesięć minut. Cudowne dziesięć minut, w ciągu których uświadomię temu zjebanemu dinozaurowi, że jeśli jeszcze raz dostarczy nam takiej dawki emocji i adrenaliny, to osobiście go zatłukę!

Key szybko podszedł do drzwi, naciskając klamkę i bezceremonialnie wpadając do sali z podniesionym głosem.

- Minnie, nie idziesz?

Lider stanął w progu, patrząc ze zdezorientowaniem na maknae. Z sali słychać było coraz głośniejszą tyradę Kibuma i podniesiony głos Minho, każący mu zamilknąć.

- Nie, hyung. Nie mam po co.

- Co? – Jinki zamrugał z niedowierzaniem, marszcząc brwi. – Nie wygłupiaj się. Chodź.

- Nie, hyung. Naprawdę nie mam po co. Idę kupić coś sobie do picia, ale ty idź do niego. Myślę... Myślę, że powinniśmy dać im czas, jemu i Minho.

- Jesteś pewien?

- Tak. – Taemin uśmiechnął się słabo i wymuszenie. – Będę czekał z menadżerem.

Onew kiwnął głową, obdarzając maknae pełnym niepokoju spojrzeniem. Potem wszedł do sali. Młodszy Lee obserwował, jak Kibum przytula się do Jonghyuna, jak lider głaszcze go po głowie, jak Minho ściska jego dłoń. Dla Taemina nie było tam miejsca. Nic, co chciałby zrobić, nie było mu przykazane. Bo on najchętniej przytuliłby się do Kima, pocałował i po raz kolejny wyznał mu, jak bardzo go kocha. Tyle że to wszystko to były przywileje Minho, nie jego. On nigdy nie miał do nich prawa, a mimo to zuchwale wyciągnął po nie dłoń. A teraz ponosił konsekwencje swoich czynów.

Maknae powoli ruszył w stronę wyjścia, po raz ostatni patrząc, jak Jonghyun oczami błyszczącymi radością przygląda się Minho.