INFORMACJE

BLOG ZAWIESZONY DO ODWOŁANIA!


czwartek, 10 lipca 2014

Dirty Pleasure VII cz. II

A oto i druga część ostatniego rozdziału DP ^^
Obecnie pracuje nad nowym opowiadaniem, ale ze względu 
na pewne osobiste sprawy nie mam pojęcia kiedy zacznę je wrzucać.
Na pewno będę się starała, w miarę możliwości, być aktywną na blogu.
Ale póki co zapraszam do lektury ;)
Enjoy^^




Droga do dormu zdawała mu się dłużyć w nieskończoność. Stopniowo także odbierała mu wszelką chęć do życia i resztkę sił, jaka uchowała się po odwiedzinach u Jonghyuna. Samochód wydawał się jechać wolniej niż zwykle, jakby menadżer po tylu latach łamania przepisów drogowych w końcu postanowił ich przestrzegać, a rozmowa – głównie prowadzona przez Key i Onew – swobodniejsza, mniej nerwowa, ciut weselsza. Taemin widział, że całe napięcie i zdenerwowanie stopniowo zaczyna schodzić z jego kolegów. Tu jednak dochodziło do dziwnej zależności, bowiem im więcej irytacji i strachu udawało im się z siebie wyrzucić, tym bardziej zdołowany stawał się maknae, zupełnie tak, jakby skupiał w sobie całą negatywną energię. Najgorsze były momenty, w których na siłę próbowano go włączyć do rozmowy lub pytano, co się dzieje. Mimo że przez ostatnie miesiące przyzwyczaił się do tego typu pytań, bardzo ich nie lubił. Wprawdzie niestrudzenie na nie odpowiadał, siląc się na odrobinę empatii, ale za każdym razem, gdy uśmiechał się słabo, blado, bez wyrazu i mówił, że to nic, że to tylko zmęczenie, wewnątrz niego rodziła się obawa, że ktoś w końcu przejrzy jego kruszący się pancerz, zajrzy za postrzępioną zasłonę, za którą zobaczy jego prawdziwą postać – słabą, wynędzniałą, zalaną łzami, skamlącą za prawdziwym, odwzajemnionym uczuciem. Jego drugie oblicze – do tej pory nieustannie przez niego chowane przed światem – było godne politowania. Być może właśnie dlatego nie chciał, aby ktokolwiek je zobaczył i poznał; aby ktokolwiek okazał mu litość. Gardził nią, tak samo jak samym sobą. Bo czyż nie tego mógł się spodziewać? Czy tak trudno było przewidzieć skutki i konsekwencje jego zachowań? Ta krótka bajka mająca być odpowiedzią na jego modły stała się jego przekleństwem, wyniszczyła go od środka, zmusiła do wielu wyrzeczeń i obróciła wniwecz całe jego życie. Zostawiła po sobie tylko żal, ból i gorycz. Dała jednak Taeminowi bezcenną lekcję. Nauczyła go, że nie można wchodzić pomiędzy dwójkę kochających się ludzi. Nigdy. Nawet wtedy, gdy wydają się być zagubieni we własnych uczuciach. 

Lee coraz trudniej przychodziło udawanie, że nic się nie stało. Nie czuł się dłużej na siłach, aby dalej wymuszać od siebie kolejne nic nieznaczące gesty i nieszczere uśmiechy. Chciał z tym skończyć jak najszybciej. Miał jednak świadomość, że nie będzie to takie proste. Wypadek Jonghyuna był zaledwie czubkiem góry lodowej jego cierpienia. Niebawem miała nadejść prawdziwa, druzgocąca lawina bólu, a na tą Taemin – w miarę swoich możliwości – starał się psychicznie przygotować.

Gdy cała trójka znalazła się w mieszkaniu, Taemin, mamrocząc coś o spaniu, udał się do swojego pokoju, zostawiając swoich hyungów w przedpokoju i rzucił się na łóżko. Zacisnął dłonie na pościeli i jęknął w poduszkę, nie mogąc pozbyć się myśli o Jonghyunie i Minho. Prawda była taka, że ten dzień mógł, ale nie musiał być dla nich przełomowy; coś mogło, ale nie musiało się zmienić. Na pewno jednak był to dzień znaczący dla Lee, który pierwszy raz od dawna postanowił zawierzyć swojemu rozumowi, który zdecydował się zignorować chęć – a nawet potrzebę – zobaczenia się z Kimem, przytulenia go i pocałowania. Maknae zrobił to, co wydawało się być najtrudniejsze do zrobienia, czyli nie zrobił nic. Nic, co mogłoby zaszkodzić Jonghyunowi, nic, co zabolałoby Choi’ego i nic, co mogłoby pogrążyć jego samego jeszcze bardziej.

Z salonu dobiegł go przytłumiony dźwięk telewizora, oznajmujący czyjąś obecność w pomieszczeniu. Wiedziony świadomością, że i tak nie uda mu się zasnąć i chęcią pozbycia się wszystkich ciążących mu myśli z trudem podniósł się z łóżka.

W salonie zastał opatulonego kocem Kibuma. Key siedział na kanapie i tępo wpatrywał się w ekran telewizora. Nie wyglądał na zainteresowanego lecącą w telewizji dramą. Gdy Lee przyjrzał mu się uważniej, dostrzegł na jego twarzy zmęczenie.

Blondyn poruszył się nagle, dostrzegając w drzwiach maknae i uśmiechnął się do niego ciepło.

- Minnie, wyspałeś się?

Taemin pokręcił głową, podchodząc do starszego. Kim odchylił koc, zachęcająco machając ręką na młodszego. Lee usiadł tuż obok zespołowej ummy, od razu wtulając się w ramię jasnowłosego.

- Nie mogłem zasnąć. Za dużo myśli, hyung.

- To tak jak u mnie. – Key delikatnie wplótł palce we włosy maknae, przeczesując miękkie kosmyki. – Mam wyrzuty sumienia, Minnie.

- Dlaczego? – Taemin spojrzał na starszego zdezorientowany. – Przecież to nie przez ciebie Jonghyun-hyung leży w szpitalu.

- Tak, ale... Jestem zły na siebie, że tak się na nim wyżywałem. Zbyt pochopnie wziąłem stronę Minho w tym ich bezsensownym konflikcie, mimo faktu, że to zawsze Jjong był mi przecież najbliższy. – Kibum westchnął ciężko, opierając głowę o policzek maknae. – Gdyby coś mu się stało, coś strasznego, nigdy bym sobie tego nie wybaczył... Nie wybaczyłbym sobie tego, że się nie pogodziliśmy. Boże, przecież on...

- Hyung. – Taemin wyswobodził się z objęć starszego, łapiąc jego twarz w swoje dłonie. – Przestań. Nie obwiniaj się, bo nic się na szczęście nie stało. Z Jonghyunem-hyungiem wszystko jest w porządku. Odniósł kilka obrażeń, ale wyjdzie z tego... Pamiętaj, hyung, że jesteśmy tylko ludźmi. Kłócimy się i godzimy. Taka jest kolej rzeczy.

- Ale gdyby...

- Nie gdybaj, hyung. – Lee cmoknął delikatnie nos Kibuma. – Wszystko jest dobrze, więc nie ma powodów do zmartwień.

Taemin na powrót wtulił się w blondyna, wdychając słodką woń malin, która zawsze towarzyszyła starszemu.

- Masz rację, Minnie.

Przez długi czas siedzieli w ciszy. Drama w telewizji kończyła się, chociaż i tak żaden z nich do końca nie wiedział, o czym ona jest. Obaj napawali się ciszą i spokojem. Kibum czuł, jak stopniowo ogarnia go senność. Usnąłby, gdyby nie dotarł do niego głos Taemina.

- Hyung... Myślisz, że oni wrócą do siebie?

Pytanie było zadane cicho i niepewnie. Key zagryzł wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Nie wiem. Minho chciał się rozstać. Ale po tym, co się wydarzyło w szpitalu... – Kibum zachichotał. – Gdyby dookoła nie kręciło się tyle pielęgniarek, Minho z pewnością zmiażdżyłby Jjonga pocałunkami.

- Więc myślisz, że się zejdą?

Kim nie zdążył udzielić odpowiedzi. Drzwi wejściowe zaskrzypiały, a po dormie rozniósł się zmęczony głos Choi’ego.

- Wróciłem.

Zaledwie chwilę później w salonie pojawił się Minho. Podszedł do narożnika i opadł na niego ciężko.

- Jestem wykończony. – Brunet obrócił się na bok i wtulił w policzek w leżącą obok niego poduszkę, spoglądając spod półprzymkniętych powiek na swoich przyjaciół. – Gdzie Jinki-hyung?

- Tutaj jestem.

Z korytarza wyszedł zaspany Onew. Ziewając przeciągle, usiadł za głową Minho.

- Jak się ma Jjongie? – Lider od niechcenia zaczął bawić się włosami swojego dongsaenga. – Czy lekarz coś jeszcze mówił?

- Nie, nic. – Choi ziewnął. – Jonghyunnie narzeka na kolano, ale nic nie wyszło w badaniach. Ale poza tym czuje się w miarę dobrze. Na tyle, na ile może ze złamanym nosem.

- A jak sprawy między wami?

Pytanie zawisło w powietrzu, zagęszczając je i wywołując niezręczną ciszę. Minho westchnął ciężko, podnosząc się i podciągając nogi do klatki piersiowej. Taemin mocniej wtulił się w Kibuma.

- Rozmawialiśmy na ten temat. Dużo rozmawialiśmy.

- I?

- Przyznał się, że sypiał z kimś, gdy byliśmy pokłóceni.

Onew wytrzeszczył oczy, patrząc z niedowierzaniem na Minho. Key prychnął, mrucząc coś pod nosem o „wartych siebie pajacach”.

- Żartujesz, prawda?

- Nie, nie żartuję. Powiedział, że to nikt kogo znam.

- A co to ma za znaczenie?! – Jinki poderwał się z kanapy. – To i tak nie zmienia faktu, że nie miał prawa cię zdradzić. Może i byliście pokłóceni, ale – do cholery – nadal byliście razem!

- Masz rację, ale ja też nie byłem święty. – Brunet posłał przelotne spojrzenie Kibumowi i oparł brodę o kolana. – Kibum ma rację. Cały czas ją miał. Obaj jesteśmy wartymi siebie idiotami.

W salonie zapadła cisza. Onew wpatrywał się w Minho, próbując przyswoić najświeższe rewelacje. Nigdy by nie pomyślał, że Jonghyun wyrządzi taką krzywdę osobie, którą kocha.

- Co teraz, hyung? – Głos Taemina wydawał się być ledwo słyszalny, był cichy, a na dodatek zagłuszony przez ramię, w które się wtulał. – Jesteście razem?

- Tak. – Minho uśmiechnął się blado. – Wybaczyłem mu i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Kocham go. Niezależnie od tego, jak bardzo mnie to zabolało, nie chce żyć bez niego. Gdyby ten wypadek zakończył się inaczej... Nawet nie chcę o tym myśleć.

- Dlatego ciesz się, hyung, że wszystko dobrze się skończyło.

Taemin wyplątał się z koca, uśmiechając się słabo do Minho i wyszedł z salonu.  

*

Nie wiedział, dlaczego to zrobił. Nie miał pojęcia, czemu przyjechał do szpitala, pędząc  niemal na złamanie karku, czemu przemierzył całą długość korytarza w tempie, w którym gwiazdy przemierzają niebo, czemu stanął pod drzwiami jego sali i z tą dziwną zawziętością nacisnął klamkę. On naprawdę tego nie wiedział. Był zbyt rozgoryczony i wściekły, aby szukać racjonalnego wytłumaczenia dla swojego zachowania – dla nieodpartej chęci zobaczenia Jonghyuna. Nie zastanawiał się nad tym, co mu powie. Chciał tylko, żeby zabolały go te słowa, żeby przez nie cierpiał równie mocno jak Taemin.
Jonghyun leżał na szpitalnym łóżku i przez pół zamknięte powieki wpatrywał się w ekran telefonu. Taemin podszedł bliżej, głośno odchrząkując, by zwrócić na siebie uwagę. Kim oderwał zmęczony wzrok od iPhona, kierując niedowierzający wzrok na maknae.

- Minnie…

Nagle w Taeminie się zagotowało. Cały smutek, ból i rozgoryczenie, jakie odczuwał przez ostatnie miesiące zmieszały się ze sobą, sprawiając, że Lee ogarnął gniew. Sam jednak nie wiedział, na kogo jest bardziej zły – czy na siebie, bo pozwolił się wciągnąć w coś, co nie miało przyszłości, czy na Jonghyuna, który swoim egoizmem nie tylko go skrzywdził, ale także zamącił w relacjach pozostałych członków zespołu. Lee nie był już dłużej naiwny, wiedział, że nie będzie miał takiego samego kontaktu z Jonghyunem i Minho co kiedyś. Znał też siebie i nie było mowy, aby ktokolwiek - a już w szczególności Kibum bądź Onew – kiedykolwiek dowiedział się o tym, co on i Jjong robili przez ostatnie miesiące.

Złość popchnęła go bliżej łóżka Kima. Stanął nad nim z rękoma zaplecionymi na piersi i żalem wykrzywiającym twarz w nieprzyjemny grymas.

- Gratuluje, hyung. Słyszałem, że ty i Minho się pogodziliście. Postaraj się tego nie spieprzyć tym razem, z łaski swojej. Proponuję ci też nie sypiać z innymi, jak tylko się pokłócicie.

- Taeminnie, posłuchaj mnie...

- Nie, hyung. Tym razem to ty mnie posłuchasz. – Lee wziął głęboki, drżący oddech. – Kochałem cię. Chyba nadal cię kocham. Ale przez to, jak niewyobrażalnie mnie skrzywdziłeś, także cię nienawidzę. Chciałem ci pomóc, hyung. Uwierzyłem w to, że możesz mnie pokochać. Byłem gotowy zrobić wszystko, żebyś faktycznie to zrobił. Byłem na każde twoje skinienie. Spełniałem każdą twą zachciankę. Odwróciłem się od chłopaków. Ja... Nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, co przeżywałem, co nadal przeżywam...

- Taemin...

- Nie przerywaj mi, do cholery! – Taemin nigdy nie czuł takiej złości, tak niepohamowanej i wzrastającej z każdym kolejnym spojrzeniem przerażonych oczu Jonghyuna. – Nie potrafię patrzeć Minho w oczy. Przez ciebie czuję się jak skończony skurwysyn i szmata. Oddałem ci wszystko, co miałem, oddałem ci całego siebie, a ty to perfidnie i egoistycznie wykorzystałeś. Podczas gdy wy będziecie sobie znowu beztrosko gruchać, ja będę rozbity na kawałki...

Między nimi zapadła cisza, która niemal dudniła w uszach; gęsta i nieprzyjemna. Jonghyun był przestraszony i zawstydzony, jego oczy zdradzały wszystkie emocje. Taemin z kolei czuł, jak powoli opuszczają go siły, jak szalejąca w nim do tej pory burza złości powoli się uspokaja. 


- Nie martw się, hyung. – Głos maknae brzmiał nienaturalnie cicho. – Nikt się nie dowie. Mimo wszystko mam nadzieję, że tobie i Minho się uda. Życzę wam dużo szczęścia. Jednak nigdy więcej nie będziemy już przyjaciółmi. SHINee nigdy nie będzie takie same i mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. A to wszystko dzięki tobie... Nie jestem tak wielkoduszny jak Minho. Nie wybaczę ci tego, co zrobiłeś, hyung. Nie wybaczę też sobie, że byłem tak naiwny i głupi... Będziemy udawać i wszystko powinno być w porządku. Wyprowadzam się jednak z dormu. Nie będę umiał spędzać z wami całych dni. Nie dam rady...

Taemin po raz ostatni spojrzał na Jonghyuna, widząc na jego twarzy wszystko, co chciał zobaczyć – smutek, ból i wstyd. Obrócił się powoli, kierując się w stronę drzwi. Gdy naciskał klamkę, dobiegł go cichy, zdławiony głos.

- Przepraszam.

Maknae uśmiechnął się smutno pod nosem, po raz ostatni obracając głowę i patrząc na starszego Kima.

- To i tak już nic nie zmieni.


Drzwi cicho za nim skrzypnęły.