INFORMACJE

BLOG ZAWIESZONY DO ODWOŁANIA!


piątek, 4 września 2015

War of Hormone- Pleasure Break

Nie wiem, czy ktokolwiek tu jeszcze zagląda, ale nie umarłam, więc daje znaki, że żyje. :P
Na razie nie odwieszam bloga, bo nie wiem jeszcze jak to będzie z moim czasem i weną, ale mam nadzieję, że co jakiś czas uda mi się coś wrzucić. :)
Na razie prezentuje pierwsze "coś" z BTS, które jakiś czas temu skradło mi serducho i nie zamierza go wypuszczać z objęć. :3
Jest to maleństwo, które będzie miało jeszcze dwie części. 
Mam szczerą nadzieję, że komuś przypadnie do gustu. :3
Enjoy (^^)







Taehyung nerwowo spoglądał na zegarek, niedbale opierając się o ścianę w zgniłozielonym kolorze. Oczywiście, jak zwykle naraził się psorce od angielskiego i tym samym został wywalony z zajęć za - jak to ona określiła - niestosowne słownictwo i bezczelność. Nie żeby to go jakoś specjalnie obchodziło. Dla kogoś takiego jak on i tak liczyło się tylko jako takie zdanie z klasy do klasy, a mając za kumpla Namjoona nie było mowy, żeby nie dał sobie rady. Wzdychając ciężko, spojrzał po raz kolejny na zegarek, odliczając czas do końca lekcji.


Trzy minuty.


Ze zrezygnowaniem przekręcił lizak w ustach, spoglądając na zagrzybiały sufit znienawidzonej przez niego szkoły. Chciał zapalić. Jego palce nerwowo bawiły się paskiem plecaka, odczuwając brak papierosa. Ostatkami siły woli powstrzymywał się przed wyjściem i oddaniem się w szpony swojego ulubionego nałogu, ale zbyt dobrze wiedział, że Jimin by go zabił. Może nie dosłownie, ale na pewno narzuciłby zakaz dotykania jego seksownego tyłka, co byłoby równie bolesne jak śmierć. Chcąc nie chcąc, musiał więc uzbroić się w cierpliwość i czekać, aż jego chłopak skończy te cholerne lekcje.


- Taehyung, nie powinieneś być w klasie?


Kim podniósł wzrok, spoglądając na stojącą przed nim kobietę w średnim wieku. Woźna Lee była jedyną osobą w tej cholernej placówce, która nie doprowadzała Taehyunga do szewskiej pasji.


No może oprócz Jimina.


- Ajumma…- uśmiechnął się do niej w swój charakterystyczny, zawadiacki sposób, jednocześnie wykorzystując te niewielkie pokłady aegyo, jakie posiadał, na co kobieta tylko cicho prychnęła kręcąc głową.- Wiedźma McKanzie znowu nie doceniła mojego angielskiego.


- A co jej tym razem cytowałeś?

My name is V, and your ass ain’t talking your way outta this shit. *

Kobieta zaśmiała się głośno, dając chłopakowi mocnego kuksańca w ramię.

- Widzę, że moja edukacja filmowa nie idzie na marne.

- Ależ oczywiście, ajumma! Chociaż Jimin uważa, że masz na mnie zły wpływ.

- Może ma rację. - kobieta puściła mu oczko - Czekasz teraz na niego?

- Tak. - Taehyung sugestywnie poruszył brwiami. - Liczę na małe co nieco przed kolejną lekcją.

- Ty mały bezwstydniku. - Kobieta uśmiechnęła się szeroko, wyciągając z tylnej kieszeni dżinsów paczkę papierosów. - Nie możesz dać biednemu chłopakowi ani chwili wytchnienia, co?

- Zbywał mnie cały weekend, więc.. - Tae wzruszył niedbale ramionami - Jest mi coś winny.

- Ech, żeby mój mąż miał taką wieczną chcicę jak ty. - Kobieta machnęła ręką, wsuwając jeden z papierosów za ucho i chowając paczkę z powrotem. - Dobra, idę. Zaraz dzwonek, a ja muszę jakoś umknąć na fajka. Jakbyś chciał skorzystać z dachu, to drzwi od lewego skrzydła są otwarte. Pomyślałam, że ci się mogą przydać.

- Ajumma, jesteś najlepsza!

Kim uśmiechnął się szeroko, na co kobieta machnęła tylko ręką, jednocześnie puszczając do chłopaka oczko i odeszła żwawym krokiem w stronę tylnego wyjścia.

Taehyung przez chwilę podążał za nią wzrokiem, póki upierdliwy dźwięk dzwonka nie zasygnalizował końca trzeciej lekcji. Kim spojrzał w stronę klasy na końcu korytarza, po dłuższej chwili wypatrując wśród jednokolorowej masy uczniów niewielką postać Jimina. Uśmiechnął się pod nosem, podchodząc bliżej.

- V!

Jimin uśmiechnął się szeroko, szybko wymijając swoich znajomych. Podszedł do wyższego chłopaka i od razu oplótł ręce wokół jego szyi. Taehyung złapał pełne wargi Jimina w swoje, mocno go obejmując i ciągnąc z dala od zdegustowanych spojrzeń uczniów.

- Gdzie idziemy?

- Na dach.

- Znowu… - Jimin nadymał policzki, mrużąc oczy. - Nie możemy pójść gdzie indziej?

- Ale, kocie… - Taehyung pochylił się nad uchem Parka, dmuchając w nie ciepłym powietrzem, tym samym powodując gęsią skórkę na ciele bruneta - Na dachu będziemy sami i będziemy mogli robić co tylko chcemy.

Jimin westchnął zirytowany, odsuwając na bok przyjemne dreszcze.

- Czy tobie zawsze musi chodzić tylko o seks?

- Nie zawsze, ale w twoim przypadku ciężko nie mieć brudnych myśli praktycznie cały czas. - dłoń Taehyunga powoli zjechała w dół pleców Parka prosto na jego idealne pośladki, akurat gdy wspinali się schodami na górę. - Jak chcesz, to ci to wynagrodzę wieczorem. Wiesz, jakieś kino albo coś… Ale na razie potrzebuję twojej pomocy, bo mnie chamsko zostawiłeś na cały weekend.

- Wiesz, że zbliżają nam się zawody i musimy ćwiczyć, a Hoseok-hyung…

- Tak, tak… - Taehyung popchnął drzwi, wypuszczając ich na świeże, wiosenne powietrze. - Nieważne.

Kim rzucił plecak na ziemię, samemu siadając pod murkiem.

- Chodź do mnie.

Jimin westchnął, odkładając plecak i ze zrezygnowaniem usiadł na kolanach Taehyunga, po raz kolejny oplatając wokół niego ręce. Dłonie V natychmiast zjechały na pośladki drugiego chłopaka, a jego usta zaczęły składać chaotyczne buziaki na jego szyi i twarzy.

- Tae…

Ich usta spotkały się w namiętnym pocałunku. V wdarł się językiem pomiędzy miękkie wargi Jimina, delikatnie, acz stanowczo badając nim wnętrze ust bruneta. Jimin jęknął cicho, a jego palce wczepiły się w podkoszulek Kima. Ich języki walczyły ze sobą przez długi czas, pozbawiając ich oddechu.

- Jimin.. - Taehyung zjechał pocałunkami na szczękę bruneta, delikatnie ją przygryzając w niektórych miejscach. - Przez weekend byłem skazany na ręczny. Nie uważasz, że coś mi się należy?

Jimin przygryzł wargę, patrząc prosto w wyzywające oczy V. Jego dłonie powoli zjechały wzdłuż ciała chłopaka, zahaczając o pasek spodni i 
odpinając je jednym sprawnym ruchem.

- Masz rację. Muszę ci wynagrodzić swoje karygodne zachowanie.

Park zsunął się z kolan Taehyunga, zamiast tego kładąc się na betonie pomiędzy rozchylonymi nogami Kima. Powoli rozpiął spodnie chłopaka, dłonią wędrując pod gumkę bokserek.

V wzdrygnął się, gdy w jego penis uderzył nagły podmuch wiatru. Jimin, z oczami błyszczącymi pożądaniem, patrzył na przyrodzenie fioletowowłosego, które sprawnie objął dłonią od razu rytmicznie nią poruszając. Taehyung odchylił głowę do tyłu całkowicie oddając się przyjemności dawanej mu przez bruneta.

Jimin oblizał lubieżnie wargi, pochylając się i delikatnie całując czubek powoli nabrzmiewającego penisa. Mimo, że nigdy nie widział siebie w roli zdominowanego, to jednak było coś w Taehyungu, w jego osobowości, sposobie mówienia i zachowaniu, co sprawiało że Jimin zamieniał się, kolokwialnie rzecz ujmując, w żądną kutasa dziwkę.

Gdy tylko jego sprawna dłoń postawiła „małego V”, jak Taehyung uwielbiał mówić o swoim penisie, do pionu Jimin ułożył się wygodniej i patrząc spod półprzymkniętych powiek prosto, w zamglone z pożądania, oczy Tae objął wargami nabrzmiały członek. Jęk mimowolnie wydobył się z jego gardła, gdy gorzko-słony posmak preejakulatu uderzył w jego kubki smakowe. Zaczął powoli ruszać głową mrucząc z zadowolenia, zjeżdżając coraz niżej i zasysając policzki co jakiś czas. Taehyung wygiął się, jęcząc cicho i wplatając dłoń we włosy Jimina. Usta jego chłopaka były jedną z najbardziej grzesznych i cudownych rzeczy jakie przydarzyły mu się w życiu.

Język Jimina przesuwał się po żyłkach, badając całą strukturę penisa ,a jego dłoń nieznacznie drażniła jądra Taehyunga, łaskocząc je i ściskając.

- Jimin…

Dłoń we włosach bruneta zacieśniła się ciągnąc raz po raz za ciemne końcówki, a biodra V wyrwały do góry. Jimin uśmiechnął delikatnie, po chwili jednak głębiej biorąc penisa fioletowowłosego do ust, niemal dotykając tyłu swojego gardła, i zasysając się na nim najmocniej jak potrafił. Nim jednak V zdążył wykonać jakikolwiek ruch, Jimin wypuścił jego penisa oblizując usta. Uśmiechnął się szeroko do swojego chłopaka nurkując po chwili znów miedzy jego nogi. Jednak zamiast na nowo zając się pulsującą erekcją, wargi bruneta objęły jedno z jąder ssąc je mocno, podczas gdy jego dłoń ściskała drugie.

Taehyung czuł jak odlatuje.

Jęcząc głośno i bezwstydnie mocniej zacieśnił palce we włosach Jimina, siłą zmuszając go do ponownego zajęcia się jego nabrzmiałym i gotowym do dojścia penisem. Gdy tylko gorące wnętrze ust bruneta na nowo otoczyło członek Taehyunga, biodra chłopaka zaczęły poruszać się wbrew jego woli, mocno pieprząc zręczne usta Jimina. V wystarczyła chwila by rozlać się wprost do chętnego gardła Jimina, tym samy wywołując pomruk aprobaty u bruneta.

Oddychając ciężko spojrzał na Parka. Chłopak jeszcze przez chwilę zasysał się na jego mięknącym penisie, połykając ostatnie resztki spermy. Po chwili wypuścił członek V z głośnym mlaśnięciem, i uśmiechając się zadziornie oblizał usta.

- Czy teraz mi wybaczysz ten nieszczęsny weekend?

Taehyung zaśmiał się i pociągnął za krawat Jimina, łapiąc jego nabrzmiałe usta w swoje. Przez dłuższą chwilę oddawał się pocałunkowi, smakując samego siebie na słodkich wargach bruneta. W końcu oderwał się, cmokając tylko nos swojego chłopaka.

- Wybaczam.

Jimin uśmiechnął się szeroko, szybko ubierając Taehyunga i na nowo usadawiając mu się na kolanach.

- Mamy jeszcze całe pięć minut przerwy i mam nadzieję, że się mną zajmiesz prze ten czas.

- A co powiesz na to, żebyśmy się zerwali i poszli do mnie zając się twoim problemem? - V sugestywnie poruszył brwiami, delikatnie ściskając krocze bruneta. - Bo czuję, że brakuje ci miejsca w spodniach, a mój mały V, choć niesamowicie docenia twoje usteczka, to stęsknił się też za twoim boskim tyłeczkiem.

Jimin przysunął się bliżej, ocierając swoją rosnącą erekcję o udo Kima, i delikatnie ugryzł go w ucho wprost w nie szepcząc.

- Myślę, że mój tyłek też się stęsknił za małym V…





*org. My name is Pitt, and your ass ain’t talking your way outta this shit. cytat z filmu Pulp Fiction



piątek, 13 lutego 2015

Dirty Pleasure Epilog

Stał w pustym i zupełnie obcym mieszkaniu otoczony kartonowymi pudłami. Stał, zastanawiając się nad swoim życiem, które w ostatnim czasie po raz kolejny obróciło się o 180 stopni. Wydawało mu się, że od razu po przeprowadzce poczuje ulgę i spokój. Rzeczywistość okazała się jednak inna, bardziej okrutna – mimo że wiele spraw zostało wyjaśnionych, a problemów rozwiązanych, on wciąż odnosił wrażenie, jakby tkwił w próżni, z dala od świata, gdzieś pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. Czuł pustkę zupełnie tak, jakby coś barbarzyńsko mu wydarto. Istotnie – coś zostało mu odebrane. Ufność, radość, poczucie własnej wartości – jedyne , co się po nich zachowało to ckliwe wspomnienia. Taemin potrzebował mnóstwa czasu, aby móc na nowo nadać im namacalny kształt; aby odzyskać to, co zostało mu zabrane. Na jego własne życzenie. Przez własną głupotę. Przez naiwne i przerażająco egoistyczne przeświadczenie, że może zbudować szczęście na czyimś dramacie. Właśnie to przekonanie doprowadziło do tego, że nie mógł spojrzeć w oczy Minho, że unikał wzroku Kibuma i Jinkiego, że szerokim łukiem omijał Jonghyuna. Co prawda Taemin nie był jedyną osobą, która zawiniła, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że to on dopuścił się największej zbrodni. Gdyby nie dał się wykorzystać, gdyby nie powiedział Jonghyunowi o swoich uczuciach, gdyby tylko nie był w nim tak beznadziejnie zakochany, wszystko wyglądałoby inaczej. Może nawet tak jak kiedyś?

Taemin bardzo tęsknił za tym, co było „kiedyś”. Marzył o powrocie do chwil, w których członkowie SHINee wspierali się, pomagali i ufali sobie nawzajem. Chciał wrócić do czasów, kiedy nie ukrywali swoich prawdziwych uczuć za maską pozorów, próbując udowodnić sobie coś, co w rezultacie i tak nie miało większego znaczenia.

Lee westchnął ciężko, otwierając jedno z pudeł. Pusta przestrzeń stopniowo zaczęła wypełniać się nie tylko przedmiotami, ale i wspomnieniami – zarówno tymi starszymi, jak i całkowicie nowymi.

- Taeminnie, jesteś pewny, że to dobra decyzja?

- Najwyższa pora, hyeong, abym się usamodzielnił. Nie mogę być wiecznie nieporadnym maknae, przez którego wszyscy drżą ze strachu, bo sam poszedł do sklepu. To chyba dobry moment, żebym dorósł, nie uważasz?

- Jesteś pewien, że tylko o to chodzi?


- Oczywiście. A o co innego mogłoby chodzić?

Taemin zdawał sobie sprawę z tego, że Kibum domyśla się odpowiedzi na to pytanie. Key należał bowiem do osób niezwykle uważnych i bystrych, które dogłębnie analizowały każdą swoją obserwację. Co gorsza nie łatwo było go zwieść, o czym młody Lee przekonał się nie raz. To było więcej niż pewne, że Kim opracował już własną teorię na temat minionych wydarzeń, a szczególnie ich przyczyn, które nie były tak oczywiste, jak początkowo mogło się wydawać. Kibum uważał, że udało mu się dotrzeć do źródła konfliktu, a przynajmniej odkryć powód, przez który ów spór niemal urósł do rangi świętej wojny. Z pewnością Key skonfrontowałby swoje przypuszczenia z rzeczywistością – zadanie Taeminowi kilku niewygodnych pytań było doskonałym ku temu sposobem – gdyby nie jeden znaczący szczegół – zmęczenie. Zmęczenie ciągłymi kłótniami i wiecznymi pretensjami, niezręczną ciszą i dojmującą atmosferą w dormie. Kim dobrze wiedział, że swoją dociekliwością może na nowo wywołać istną burzę i otworzyć ledwo zagojone rany. Dlatego niektóre pytania postanowił zachować dla siebie. Rzecz jasna, do czasu. Do chwili, którą uznałby za „lepszy moment”.

Odkąd Taemin obiecał sobie, że nikomu nie wyjawi prawdy, nie obawiał się żadnego „lepszego momentu”. Tą bowiem prawdę – bez względu na późniejszy bieg wydarzeń – miał znać tylko on i Jonghyun. I tego stanu rzeczy młody Lee zamierzał niezłomnie i zaciekle bronić.

Maknae uśmiechnął się smutno pod nosem, delikatnie marszcząc czoło. Na samym dnie kartonowego pudła, z którego wyciągał przedmioty od dłuższej chwili, zobaczył swój stary notes. Twarda, granatowa okładka, a na jej wewnętrznej stronie krótkie życzenia: „Wszystkiego najlepszego z okazji osiemnastych urodzin! Oby ten notes pomógł ci przezwyciężyć twoje zapominalstwo i roztargnienie, Minnie. ;) Twój Minho-hyeong.”.

Choi zawsze traktował Taemina jak młodszego brata. Dbał o niego, pomagał mu rozwiązywać różnorakie problemy, niejednokrotnie bronił go przed wiecznie niezadowolonym i marudnym menadżerem. Lee wiedział, że ma oparcie w Minho. A Minho wydawało się, że takie samo oparcie ma w Lee. Ostatnie miesiące uzmysłowiły mu jednak, jak bardzo się mylił.

- Taeminnie, możemy porozmawiać?

- Tak, jasne.

- Czy wiedziałeś, że Jonghyun ma kogoś na boku, że... że mnie zdradza?

- Nie... Nie miałem o tym pojęcia. Skąd w ogóle to pytanie, hyeong?

- Pytam, bo wiem, że przez  ostatni czas bardzo wspierałeś Jonghyuna. Zaczęliście spędzać ze sobą więcej czasu, przez co zbliżyliście się do siebie... Myślałem, że może coś ci powiedział.

- Nie, hyeong. Nic nie wiedziałem. Jego przyznanie się do zdrady było dla mnie takim samym zaskoczeniem jak dla ciebie.

- Prawdę mówiąc, trochę ciężko mi w to uwierzyć, Minnie. Jonghyun musiał się tobie zwierzać... Naprawdę nie miałeś o niczym pojęcia?

- Owszem, zwierzał się. Często wypłakiwał mi się w ramię, narzekał, skarżył się, a niekiedy po prostu siedział obok mnie i milczał. Nigdy mi jednak nie powiedział, że pieprzy się z kimś na boku... Nie obraź się, hyeong, ale trochę mnie dziwi twoje zachowanie. Przecież sam przyznałeś, że wtedy w szpitalu wszystko sobie wyjaśniliście. Powiedziałeś, że wybaczyłeś mu zdradę. A mimo to nadal próbujesz odkryć tożsamość osoby, z którą cię zdradził. Nie uważasz, że...

- Że nie ma to już znaczenia?

- Tak, dokładnie. Hyeong, jeżeli naprawdę go kochasz, to odpuść. Nie dociekaj, nie rozpamiętuj, nie żyj przeszłością. Skup się na tym, co jest teraz. Chyba że chcesz, żeby między wami znowu wszystko się spieprzyło.

- To wcale nie jest takie proste.

- Nie, Minho-hyeong. To jest proste. Tylko ty niepotrzebnie to komplikujesz. Pomyśl o tym w ten sposób – jesteście kwita. W końcu sam przyznałeś, że też nie byłeś święty, prawda?


Taemin opadł bezwładnie na kanapę i podpierając się łokciami o uda, schował twarz w dłoniach. Cała ta sytuacja przytłaczała go i sprawiała, że sam nie wiedział, co ze sobą zrobić. Chciał tylko zapomnieć. Wymazać z pamięci ostatnie kilka miesięcy pozornego szczęścia. Pozbierać i ułożyć w całość kawałki, na które został rozbity.

- Ogarnij się, idioto!

Energicznie pocierając twarz dłońmi, wstał z kanapy, by wrócić do układania rzeczy. Bezwiednie i bez specjalnego zainteresowania wyciągał z pudeł kolejne przedmioty, starając się odgonić od siebie związane z nimi wspomnienia. Tyle że jego myśli nie chciały go słuchać, nie pozwalały mu na spokój. Widmo sytuacji sprzed tygodnia – ich pierwszy występ z Jonghyunem od czasu jego wypadku – powróciło do niego jak bumerang, potęgując jedynie złość i rozgoryczenie. 

W tamtej chwili nic nie miało dla niego znaczenia. Nie liczyło się ani ciasne pomieszczenie, w którym cierpliwie czekali na swoją kolej, ani sztab ludzi przygotowujący ich do wyjścia na scenę, ani nawet Kibum próbujący nawiązać z nim jakikolwiek dialog, mimo że widział – i to bardzo wyraźnie – jak z jego najmłodszym przyjacielem dzieje się coś niedobrego. W tamtym momencie nie istniało nic prócz widoku Jonghyuna i Minho usadowionych przed szerokim lustrem i otoczonych wianuszkiem noon odpowiedzialnych za fryzury i makijaż. Taemin nerwowo zagryzał wargę, starając się nie wybuchnąć, nie uciec gdzieś z dala od wszystkich; z dala od pary, która - pomimo całego skupiska ludzi – co chwilę na siebie zerkała i posyłała sobie czułe uśmiechy. Lee zaciskał dłonie na kolanach, próbując nie patrzeć w jej stronę. Jego wysiłki szły jednak na marne, ponieważ mimo tego, że nie chciał dokładać swojemu rozgoryczonemu sercu dodatkowego bólu, nie potrafił oderwać wzroku od szczęśliwej, zrelaksowanej twarzy Jonghyuna. Nie mógł też zagłuszyć wewnętrznego głosu, który bezustannie mu powtarzał, że tak nie powinno być; że Kim powinien przecież cierpieć tak samo jak on.
Taemin na drżących nogach podszedł do toaletki, gdy przyszła kolej na niego i Kibuma. Starając się nie pokazywać po sobie żadnych emocji, wyminął Jonghyuna, który nawet na niego nie spojrzał zbyt zajęty wpatrywaniem się w Minho. Ciężko opadł na krzesło, wbijając wzrok w wiszące przed nim lustro. Sam sobie posłał godne politowania spojrzenie, dostrzegając własną żałość przebijającą się przez kruszejącą maskę pozorów, zauważając nieporadnie skrywaną zgorzkniałość wychylającą się zza postrzępionej zasłony obojętności. Gdy mimochodem jego wzrok powędrował ku odbiciu postaci siedzących na kanapie, gwałtownie zacisnął dłonie w pięści. Spostrzegł bowiem przelotne spojrzenie starszego Kima, który akurat popatrzył w jego stronę; spojrzenie beznamiętne, zobojętniałe, puste. Oczy Jonghyuna niczego nie wyrażały – żadnego bólu, żalu czy goryczy, nie patrzyły z sentymentem w przeszłość, natomiast ufnie spoglądały w przyszłość, która od czasu pogodzenia się z Minho wydawała mu się wspanialsza niż kiedykolwiek przedtem. To „przedtem” obejmowało także czas, kiedy Jonghyun był z Taeminem; kiedy Lee wierzył, że faktycznie mogliby być razem. Szczęśliwi.

- Hej, Taeminnie… W porządku?

Głos Kibuma i znajome pytanie, które w ciągu ostatnich miesięcy słyszał już nie raz, ściągnęły go na ziemię, kazały porzucić ckliwość i sentymentalność, co zresztą szybko uczynił. Obiecał sobie bowiem, że nie będzie użalał się nad sobą i swoim losem, że nie będzie żył przeszłością, która dla starszego Kima zdawała się nie mieć żadnego znaczenia. Ich wspólna historia była jedynie nic nie wartym epizodem. Tak to widział Jonghyun. Tak to musiał widzieć Taemin.

- Tak, hyung.

Kolejne ukradkowe spojrzenie na odbicie kanapy w lustrze. Widok uśmiechniętych twarzy, roześmianych oczu i ciasno splecionych dłoni.

- Na pewno?

Serce rozsypujące się na drobne kawałki, tyle że…

- Nigdy nie było lepiej, hyung.

Po raz ostatni.

Dźwięk dzwonka wyrwał go ze wspomnień. Rozglądając się nieprzytomnie po pokoju, próbował się uspokoić i powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Chwilę później udał się do przedpokoju, rzuciwszy przelotne spojrzenie lustru i upewniwszy się, że wygląda tak jak powinien – obojętnie. Widok osoby, którą zobaczył po otwarciu drzwi, wywołał u niego nikły uśmiech.

- Cześć, hyung.

Kai niedbale opierał się dłonią ścianę, uśmiechając się zawadiacko. Taemin bez słowa przesunął się w przejściu, wpuszczając przyjaciela do środka. Jongin zrzucił buty, od razu zaczynając rozglądać się z zainteresowaniem po niedużym mieszkaniu.

 - Muszę przyznać, że ci zazdroszczę. Też bym chciał mieszkać sam, a nie z tą bandą popieprzeńców.

- Przecież zawsze możesz tu wpadać. – Taemin odgarnął z czoła przydługą grzywkę, obserwując Kaia – Myślę, że Junmyeon będzie mi wdzięczny za trzymanie twojego wrednego języka z dala od dormu.

- Pewnie masz rację. – Jongin parsknął, biorąc do ręki granatowy notatnik i marszcząc brwi na widok napisanych na okładce życzeń -  Myślałem, że nie będziesz brał ze sobą tych wszystkich sentymentalnych pierdół.

Lee wzruszył ramionami, uciekając wzrokiem w podłogę. Jongin wiedział o wszystkim. Był jedyną osobą, której Taemin odważył się powiedzieć o Jonghyunie. Młodszy chłopak bardzo go wspierał, tyle że na swój własny, pokręcony sposób. Bo mimo wszystkich swoich wad, paskudnego charakteru i egoistycznego podejścia do życia on nadal był jego przyjacielem. I to jak do tej pory jedynym, który nigdy nie zawiódł jego zaufania.

Kai westchnął ciężko, odkładając notes na miejsce. Stanowczym krokiem podszedł do przyjaciela i mocno zacisnął dłonie na jego biodrach. Szarpnął za nie, zwracając starszego przodem do siebie.  

- Przestań się nad sobą rozczulać, Tae. – jedna z dłoni bruneta złapała za brodę Lee, unosząc jego twarz tak, aby patrzyli sobie w oczy – Fakt, Jonghyun potraktował cię jak dziwkę, ale już ustaliliśmy, że karma to suka i go dopadnie. Pamiętasz, co ci mówiłem – skoro jego sposobem na rozwiązywanie problemów jest myślenie kutasem a nie głową, to prędzej czy później znowu zdradzi Minho. Tylko to ma cię nie obchodzić, słyszysz? Masz się tym nie przejmować... Zrozumiałeś?

Przez chwilę mierzyli się na spojrzenia – Kaia ostre i zdecydowane, a Taemina zagubione i zbolałe. W końcu starszy głośno przełknął ślinę, kiwając głową. Jongin pochylił się nad nim, łącząc ich wargi w szybkim, nic nie znaczącym buziaku.

- Chcesz, żebym ci pomógł rozpakować resztę kartonów?

Chwyciwszy dłoń Kaia, Lee pokręcił głową.

- Chcę, żebyś mnie zerżnął. Tak, że zapomnę o wszystkim.

Jongin uśmiechnął się, mocniej ściskając rękę przyjaciela i bez słowa dał się poprowadzić do sypialni. 




Po wielu trudach, długich przerwach i kilku załamaniach weny nareszcie udało mi się skończyć Dirty Pleasure. Sama nie wiem, czy jestem do końca zadowolona z tego, jak to wszystko wyszło, ale ocenę pozostawiam Wam - tym, którzy tu nadal zaglądają, każdemu, kto komentował, czytał, klikał swoje opinie.
Dziękuje za poświęcenie chwili mojemu maleństwu. :3
 Mam w planach coś jeszcze napisać i oczywiście wrzucić, ale z moim Wenem nigdy nic nie wiadomo, a studia też nie pomagają mi w znajdywaniu chwili na pisanie. Lecz mimo wszystko mam nadzieję, że kiedyś wrócę. (^^)
 Chcę bardzo, bardzo podziękować Jung Chae Jin za pomoc, wsparcie, mentalne kopniaki i po prostu za wszystko. Bez Ciebie, słoneczko, DP prawdopodobnie nigdy by nie dobiło do końca. :*

sobota, 3 stycznia 2015

Szczęśliwego Nowego Roku!


Nie wiem czy ktokolwiek jeszcze tu zagląda, ale uznałam, że może przydałoby się abym dała jakiś znak życia. ;) 
Jestem, żyję, w wolnych chwilach piszę i tęsknię jak cholera za blogową aktywnością. 
Lecz, niestety, studia pożerają mi praktycznie cały czas, energię i chęci. 
Coś tam skrobię, jak mi wpadnie kilka minut wolności, ale z marnym skutkiem. 
Nie odwieszam na razie bloga, może za jakiś czas coś wrzucę, chociaż wolę nic nie obiecywać,
bo gdy nie dotrzymuje obietnic jest mi tysiąc razy ciężej na serduchu.



Chciałam Wam jednak, przede wszystkim, życzyć szczęśliwego roku 2015.
Niech wszystkie złe wydarzenia omijają was i waszych biasów szerokim łukiem, 
KPOP przynosi mnóstwo radości i śmiechu, wasze ukochane boysbandy i girlsbandy niech przyjadą do naszego pięknego kraju, a wszystkie wasze plany i marzenia niech się spełnią! ^^
Pozdrawiam i całuje! :*

Hela-chan