Zapraszam
na kolejną część „Dirty Pleasure”. ^^
Dziękuje ślicznie wszystkim komentującym i zachęcam też innych do
komentowania. ;))
Taemin czuł się źle. Za każdym razem,
gdy jego spojrzenie padało na Minho, odzywały się w nim wyrzuty sumienia.
Musiał przyznać, że całowanie się po kryjomu z Jonghyunem cieszy go, ale
jednocześnie napawa strachem. Obawiał się tego, co przyniesie cała ta sytuacja,
a czarne scenariusze, które bezwiednie układały się w jego głowie, wcale nie
dodawały mu otuchy, a wręcz przeciwnie- działały na niego destrukcyjnie.
Przygnębiała go również świadomość tego, że tak naprawdę nie wie, co i ile
znaczą dla Jjonga te wszystkie intymne chwile, które razem spędzali. Lee nie
potrafił zgadnąć, co czuje do niego starszy. Jedyną rzeczą, którą usłyszał od
Jonghyuna było to, że ten go potrzebuje. Lee zastanawiał się tylko na
jak długo, ale nie miał w sobie wystarczająco dużo odwagi, aby o to zapytać.
Ciężko oddychając, oparł się o zimną ścianę. Od czasu do czasu ocierał pot z czoła i skroni. Pomimo pięciu lat grania, ich próby w ogóle się nie zmieniły. Były równie cholernie męczące, niemal katorżnicze, jak te za czasów debiutu. W pewien sposób – beztroskiego debiutu.
Minnie zjechał plecami po ścianie, usadawiając się wygodnie na podłodze i uspokajając swój nierównomierny oddech. Rozejrzał się dookoła, obiegając chłopaków wzrokiem. Onew stał przy drzwiach i rozmawiał z menadżerem, a Minho siedział na przeciwległym końcu sali z Key leżącym mu na kolanach. Jonghyuna nie było. Kim spędzał ze wszystkimi tyle czasu, ile wymagały tego próby. Potem jednak uciekał. Izolował się.
Lee zagryzł delikatnie wargę, cichutko wstając i wymykając się z sali. Przemierzając kolejne korytarze wytwórni, po raz kolejny rozmyślał o sobie, Jonghyunie i Minho. O tym pieprzonym trójkącie, którego mimowolnie stał się częścią. I chociaż sumienie zżerało go od środka, to nie potrafił przezwyciężyć tego cholernego przyciągania, magnetyzmu, który roztaczał wokół siebie Kim.
Jonghyuna znalazł na dachu SM, skrytego w cieniu i palącego kolejnego z rzędu papierosa. Z szybko bijącym sercem, jak zawsze, kiedy był w pobliżu starszego, podszedł do niego i usiadł tuż obok. Przez chwilę panowała między nimi cisza, która w żadnym stopniu nie była niezręczna. Papieros malał, aż w końcu drżące palce wgniotły go w beton. Męska dłoń przejechała po nodze Taemina, aby napotkać tą mniejszą, chłopięcą i spleść się z nią.
- Widziałeś ich? – Głos Jonghyuna był zachrypnięty i lekko zduszony. – Widziałeś, jak Minho zachowuje się przy Kibumie? Jak skacze wokół niego? Jak pozwolił mu na sobie leżeć? Jak...
- Hyung... – Szczupłe ramiona maknae oplotły szyję starszego. Nie chciał słuchać o Choim. Nie teraz. – Hyung, nie zadręczaj się.
Dłonie Kima wślizgnęły się pod koszulkę Taemina, gładząc delikatnie plecy. Lee z cichym westchnięciem wtulił twarz w pachnące potem i ledwo wyczuwalną wonią arbuzów włosy Jjonga. Nie wiedział, jak długo tak siedzieli, napawając się jedynie ciszą i spokojem. Przez ten krótki czas Taemin czuł się zrelaksowany, nie myślał o niczym. Skupiał się tylko i wyłącznie na cieple ciała, którego tak pragnął.
W końcu jednak Jonghyun odsunął się od niego, uśmiechając się smutno i wstając. Bez słowa wrócili na salę.
*
Milczeli
przez całą drogę do dormu. Po wejściu do mieszkania wszyscy błyskawicznie
rozeszli się w swoje strony, a później w nieprzyjemnej ciszy jedli przygotowany
przez Kibuma obiad. Jedynie Onew próbował co jakiś czas zagaić rozmowę na
jakikolwiek temat, byleby tylko przezwyciężyć tą niezręczność utrzymującą się
między członkami zespołu. Byli przecież SHINee, do cholery!
Taemin widział, jak Jonghyun zaciskał pięść pod stołem za każdym razem, gdy Minho kradł pęd bambusa z miski Key. Lee pamiętał swoją własną zazdrość i złość, kiedy w czasie posiłków Jjong i Minho karmili się nawzajem. Dłoń maknae prędko schowała się pod stół i okryła tą należącą do Kima. Bling uśmiechnął się nieznacznie.
Taemin widział, jak Jonghyun zaciskał pięść pod stołem za każdym razem, gdy Minho kradł pęd bambusa z miski Key. Lee pamiętał swoją własną zazdrość i złość, kiedy w czasie posiłków Jjong i Minho karmili się nawzajem. Dłoń maknae prędko schowała się pod stół i okryła tą należącą do Kima. Bling uśmiechnął się nieznacznie.
Po skończonym posiłku, SHINee zaczęło się wymykać z kuchni. Kibum stanął na środku pomieszczenia, patrząc na pozostałych w swój niepowtarzalny, ummowaty sposób.
- Ekhem! Czy ja mam sam to, kuźwa, sprzątać?! Nie za dobrze wam, do cholery?!
- Ja ci pomogę, Bummie. – Tae zerknął na nich kątem oka, dostrzegając, jak Choi delikatnie głaszcze ramię blondyna, a potem, jak gdyby nigdy nic, bierze się za zmywanie. – Pogramy potem w coś?
- Chyba zwariowałeś. – Kibum wywrócił oczami, zakasując rękawy i łapiąc ścierkę w dłonie. – Wiesz, że dla mnie te wasze głupkowate gry to czarna magia. W ogóle ich nie ogarniam.
Minnie wyszedł z kuchni, zatrzymując się jednak w pół kroku. Przy ścianie stał Jonghyun, przysłuchujący się rozmowie prowadzonej w kuchni.
- Żaden problem. – Głos Minho był radosny, żywy. – Pokażę ci, jak się gra. Jestem zajebistym nauczycielem.
- I do tego bardzo skromnym.
- Oj weź, Bummie! Nie daj się prosić!
- A co będę z tego miał?
- Jutro spełnię każdą twoją zachciankę.
Lee czym prędzej podszedł do Jonghyuna, złapał go za rękę i poprowadził w stronę przedsionka. W zawrotnym tempie założyli buty i wyszli, trzaskając drzwiami.
*
Park nie
był zbyt zapełniony o tej porze. Jedynymi osobami w zasięgu wzroku było starsze
małżeństwo siedzące kilka ławek od nich. Taemin obserwował, jak staruszkowie
śmieją się z czegoś, rozmawiając ze sobą przyciszonym głosem. On i Jonghyun
byli w parku od dobrej godziny, w ciągu której starszy zdążył już wypalić
połowę paczki swoich mocnych papierosów i wypić pół butelki soju. Płakał i
drżał, a młodszy uspokajająco głaskał go po plecach.
- Mam dość, Minnie. – Głos Jjonga był zachrypnięty. – Tęsknię za nim... Tak strasznie za nim tęsknię, mimo że jest on tuż obok. Chcę znowu się w niego wtulić. Znów się z nim całować i wygłupiać. On nie chce mnie przeprosić, a ja nie mam zamiaru przepraszać go za coś, co nie było moją winą.
- Mam dość, Minnie. – Głos Jjonga był zachrypnięty. – Tęsknię za nim... Tak strasznie za nim tęsknię, mimo że jest on tuż obok. Chcę znowu się w niego wtulić. Znów się z nim całować i wygłupiać. On nie chce mnie przeprosić, a ja nie mam zamiaru przepraszać go za coś, co nie było moją winą.
- Hyung... – Taemin przyjrzał się dokładnie lekko zapuchniętej twarzy Kima. – Czy możesz mi powiedzieć, o co tak naprawdę się pokłóciliście?
Zapadła między nimi cisza. Starsza para powoli szła w stronę wyjścia z parku. Kim przyglądał się jej, zagryzając policzek od wewnątrz. W końcu westchnął z frustracji.
- O moich rodziców...
- O rodziców? – Taemin zamrugał zdezorientowany. Rodzice Blinga byli najwspanialszą i jednocześnie najbardziej niezwykłą parą, jaką Lee spotkał w całym swoim życiu. – Chyba nie rozumiem.
- Moi rodzice chcą zaprosić nas i rodziców Minho na obiad. Chcą się z nimi poznać. Jednak to by się równało z naszym ujawnieniem, a wiesz dobrze, jaki jest ojciec Minho.
Lee zagryzł wargę. O ile rodzice Jonghyuna byli sympatyczni, otwarci i tolerancyjni, co zawsze go dziwiło, tak rodzice, a głównie sam ojciec Choi’ego, byli ich całkowitym przeciwieństwem. Do tej pory maknae pamiętał jedną awanturę, jaką miał Minho przez zespołowy fanservice. Gdyby nie interwencja managera, która załagodziła sytuację, nie wiadomo, jak zakończyłby się ten spór.
- Tłumaczyłem rodzicom, że to nie jest dobry pomysł i zakreśliłem im sytuację w domu Minho. Ostatecznie odpuścili, przynajmniej mój tata odpuścił, ale zmartwili się. Oboje uwielbiają Minho i moja mama pomyślała, że może powinni porozmawiać z jego ojcem. – Jonghyun zapalił kolejnego papierosa. Po krótkiej chwili milczenia mówił dalej. - Minho, jak się o tym dowiedział, wściekł się na mnie. Stwierdził, że nie powinienem rozpowiadać wszystkim o jego relacjach z rodzicami. Oczywiście mnie tym wkurwił, no bo... Do cholery, no! To moi rodzice! Moi rodzice, którzy traktują go jak syna, którzy nas wspierają! To nie jest byle kto! To są ludzie, którym ufam najbardziej na świecie!
- A nie uważasz, że to on powinien załatwić tą sprawę?
- Tak, ale... Po prostu... Ja czuję się tak lekko i cudownie z faktem, że moi rodzice o nas wiedzą. Chciałem, żeby on poczuł to samo, żeby on też przestał się tym martwić... Ale Minho stwierdził, że zrobiłem to z egoizmu, że desperacko próbuję podkreślić to, że jest mój. – Kim pokręcił głową z krzywym uśmiechem. – To w ogóle nie ma sensu. Nie wiem, skąd on to wziął, ale zabolało. Bo ja naprawdę myślałem tylko i wyłącznie o nim... A w zamian za to dowiedziałem się, że nie powinienem się wpieprzać w jego prywatne sprawy.
Taemin spojrzał w górę, nie wiedząc, co powiedzieć. Niebo było mieszaniną kolorów. Od jasnego błękitu, przez róż, po brzoskwiniowy odcień pomarańczy. Pojedyncze chmury odcinały się ciemnym zarysem. Lee zamknął oczy. Jonghyun cierpiał, a on razem z nim. Dlaczego wszystko musiało być tak trudne, tak skomplikowane?
- Kocham go, Minnie. Ale bycie razem jest dla nas tak cholernie trudne...
Głowa Jjonga opadła na kolana maknae. Młodszy przyjrzał się profilowi przyjaciela, jednocześnie wplatając palce w jego miękkie włosy. Kim przymknął oczy.
- Minnie... Czy to, co mi powiedziałeś kilka dni temu... Czy to prawda? Naprawdę mnie kochasz?
- Hyung... – Dłoń we włosach zamarła w pół ruchu. Niebawem jednak ponowiła swoją czynność. – To jest prawda. Kocham cię, Jonghyun-hyung.
- I nigdy mnie nie zostawisz?
- Nigdy.
Jonghyun uśmiechnął się delikatnie. Po chwili wyprostował się i wstał, łapiąc dłoń Taemina w swoją. Lee spojrzał na niego zdziwiony i jednocześnie zachwycony cudownym uśmiechem Blinga.
- Chodźmy.
- Gdzie? Chcesz wracać?
- Nie. Chcę zapomnieć. Na chwilę...
*
Taemin
płonął. Całe jego ciało było w gorączce. Wydawało mu się, że temperatura w
hotelowym pokoju jest zabójcza, że spala go kawałek po kawałku.
Dłonie Jonghyuna z delikatnością, ale i zdecydowaniem, przesuwały się wzdłuż jego nagiego ciała. Usta Kima badały detale jego twarzy, szyi, torsu, zęby zostawiały ślady. A on nie był w stanie zrobić nic więcej niż jęczeć i spazmatycznie oddychać. Jego umysł był zamglony, oddalony od niego, a zmysły skupione tylko na Jonghyunie.
Czuł śliskie palce boleśnie w nim znikające, krzyżujące się i rozciągające jego dziewicze wnętrze. Kim składał motyle pocałunki na jego podbrzuszu, lizał penisa, ssał główkę, starając się zagłuszyć ból. Taemin otworzył szerzej oczy, gdy palce otarły się o coś w jego wnętrzu, odbierając mu przy tym oddech. Niemal elektryzujące uczucie kilkakrotnie przeszyło jego ciało. Lee spojrzał na swojego przyjaciela, zachwycony widokiem nabrzmiałych i czerwonych warg rozciągniętych w uśmiechu.
Palce zniknęły. Jonghyun złapał nogi Taemina, ułożył je na swoich ramionach, ustawiając się naprzeciw wejścia młodszego. Lee zacisnął dłonie na pościeli. Mógł nie mieć żadnego doświadczenia, ale podstawową wiedzę posiadał. Wiedział, że zaboli.
Członek Kima powolnym ruchem zagłębiał się w cieple jego odbytu, rozrywając go na pół. Oddychał coraz szybciej, mocniej zaciskając dłonie. Czuł palce Jonghyuna wbijające się w jego biodra.
- Minnie... Taki... Ciasny...
Starszy nie czekał, aż jego kochanek się przyzwyczai. Gdy tylko cały się w nim zanurzył, natychmiast się wycofał, aby szybko wbić się z powrotem. Jego ruchy były mocne i pewne, wysyłające dreszcze w całe ciało Taemina.
Nie wiedział, ile to trwało, jak długo jęczał, zdzierając sobie gardło, powtarzając jak mantrę imię swojego ukochanego hyunga. Czuł się jak w niebie. Czuł się jednością, nierozerwalną jednością z tym, z którym zawsze pragnął być.
Gdy orgazm przelał się przez jego drżące ciało potężną falą, poczuł się tak, jakby zaraz miał umrzeć. Umrzeć szczęśliwy, rozlewając swoje soki na całym torsie Jjonga.
Ścianki jego odbytu zacisnęły się boleśnie wokół przyrodzenia starszego, wysyłając go na skraj. Gorąca sperma wypełniła Taemina, gdy Jonghyun dochodził z krzykiem na ustach.
- Minho!
Serce maknae pękło na pół, a umysł zamroczył ból.
Jej, kocham to opowiadanie. To dopiero trzeci rozdział, a we mnie siedzi już tyle emocji, że wszystko w środku mi buzuje^^ Tak bardzo szkoda mi Taemina, że aż coś mnie ściska w sercu, jeszcze ta końcówka... niby rozumiem Jonga, ale on nie może go tak wykorzystywać... a biedny zakochany Minnie się daje -,- A Minho to chuj i tyle;x
OdpowiedzUsuńAaaa nie skomentowałam! :C
OdpowiedzUsuńSorry? <3 <3
Jonghyun to świnia, seeeerio. Tak bardzo mi zal teraz maknae... Jezu serio, biedaczek! A ten skurczony Dinozaur zaczął by zachowywać się jak facet, a nie pizda. Teraz wiem, czemu nie lubię JongTae!
Minho cwel. Mam wrazenie,ze w tym opowiadaniu jedynie Onew jest normlany ;-;
O matko .... !!! Nie nie nie Junghyun krzywdzisz ich obojgu i to bardzo, skoro kochasz Minho, czemu go zdradzasz i tylko dajesz złudne nadzieje Taemin'owi ;_; a ten koniec .... załamałam się :'(
OdpowiedzUsuńŻyczę weny, bo chcę zobaczyć, co się dalej stanie. Osobiście lubię Minho, więc tak po cichu kibicuje JongHo :**** <3333
Jej, jej trafiłam tu przez przypadek i się zakochałam. Seryjnie, uwielbiam twoje opowiadania. Taemin jest taki biedny tutaj, a Jonghyun go jeszcze tak bezwstydnie wykorzystuje ...
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część, nie zawiedź mnie ;)
Hwaiting!
przy okazji informuję, że zmieniłam adres bloga
Usuń[gold-coast-levi]
No i go ukatrupię, normalnie... Jak on śmiał krzyknąć imię Minho, kochając się z Tae... Mój słodki Taeś... Nawet nie chce myśleć jak musi się czuć... No normalnie nakopie do tyłka temu tępemu dinozaurowi... Trzeba być ostatnim chamem, by tak kogoś wykorzystywać i mam nadzieję, że dostanie od kogoś za to w mordę. Albo przynajmniej Tae się załamie i Jongi zrozumie jak bardzo go zranił.
OdpowiedzUsuńTak zmieniając temat bardzo spodobało mi się to MinKey. Uwielbiam ten paring, więc cichutko liczę na jego rozwinięcie, a teraz pędzę dalej z rozdziałąmi, bo muszę wiedzieć co jest dalej. xD