Przepraszam!
Nie było mnie chyba z miesiąc, za co bardzo przepraszam wszystkich, którzy tu zaglądają. :*
Nie do końca pojmuję, co mnie podkusiło do zakładania bloga w klasie maturalnej, gdy pracy jest dwa razy więcej, ale chyba nie będę tego analizować. ;)
Postaram się tylko jakoś znajdować czas na pisanie, bez którego i tak nie mogę żyć, i nieregularnie będę tu coś publikować. ;3
A teraz spróbuję jakoś wynagrodzić wszystkim zainteresowanym moją nieobecność. ^^
Ten rozdział może nie jest niesamowicie długi, ale kolejny nadrabia. ;P
Poza tym, jeśli moja kochana Becia da radę, to w weekend wrzucę króciutkiego OneShota z JongKey.
Nie przedłużając, zapraszam na kolejny rozdział Dirty Pleasure ^^
Z każdym
kolejnym dniem życie Taemina coraz bardziej przypominało jeden, wielki bałagan,
zamieniało się w chaos, w którym on nie potrafił się odnaleźć. Coraz częściej
łapał się na tym, że ma ochotę uciec. Z dormu, z Seulu... Po prostu zacząć biec,
nieważne gdzie, nieważne dokąd, byleby tylko zostawić swoje problemy daleko w
tyle, porzucić je jak nieprzydatny bagaż, który niepotrzebnie ciąży w dłoni.
Naprawdę bywały chwile, kiedy chciał zniknąć. A moment konfrontacji z Onew był
jedną z takich chwil.
Starszy Lee może i wydawał się być ciamajdą, lecz w środku był prawdziwym
liderem z krwi i kości. I miał cholerny szósty zmysł, który niejednokrotnie
komplikował pewne sprawy. Jinki był typem osoby, która uważnie obserwowała i
analizowała zachowania, a potem niespodziewanie atakowała swoją ofiarę gradem
pytań i miażdżyła podejrzliwym spojrzeniem.
Tamtego dnia, kiedy Minho i Kibum wybyli razem na zakupy, a Jonghyun po prostu
wyszedł bez słowa, zostawiając Jinki’ego i Taemina samych w dormie, lider postanowił
skorzystać z nadarzającej się okazji i przeprowadzić z maknae poważną rozmowę;
rozmowę z rodzaju prowadzonych w „cztery oczy”.
Taemin od dobrej godziny bezmyślnie wpatrywał się w ekran telewizora, nie
zwracając zbytnio uwagi na to, co leci. W jego głowie nieprzerwanie odtwarzało
się wspomnienie nocy, którą spędził z Jonghyunem. To było jak wielokrotne
oglądanie tego samego filmu i przeżywanie go za każdym razem od nowa. Lee
mógłby nazwać go nawet bajką, spełnieniem swoich najskrytszych marzeń, gdyby
nie nieszczęśliwe zakończenie, jedno, konkretne słowo, które zostało
wykrzyczane w ekstazie, imię nie pozostawiające żadnych złudzeń, przekreślające
utopijne fantazje, wznoszące potężny mur pomiędzy rzeczywistością a wyobraźnią.
I mimo, że zdrowy rozsądek ostrzegał Taemina, że może zrobić sobie krzywdę,
chłopak był gotów uderzać w tą ścianę nawet głową, byleby ją tylko zburzyć.
Myśli tak pochłonęły maknae, że nawet nie zauważył opierającego się o ścianę
Jinki’ego.
- Taeminnie... Powiedz, co się dzieję? Widzę po tobie, że coś cię gryzie.
- Wydaję ci się, hyung. – Młodszy Lee uśmiechnął się najsłodziej, jak tylko
potrafił. – Wszystko jest w porządku.
- Gówno prawda. – Onew przysiadł na kanapie tuż obok Taemina. – Gdyby wszystko
było w porządku, nie siedziałbyś tutaj jak szczeniak czekający na karę i nie
wpatrywałbyś się w debatę po arabsku. Więc z łaski swojej nie okłamuj mnie,
tylko mów, co się dzieję.
Chłopak spłonął rumieńcem, szybko przerzucając kanał. Uparcie wpatrywał się w
powtórkę „Boys over flower”, czując na sobie palące spojrzenie Jinki’ego. Czuł,
jak jego serce przyspiesza i to do tego stopnia, że był niemal pewny tego, że
Onew również słyszy jego bicie.
Taemin nigdy nie umiał kłamać przed liderem, który – odkąd pamiętał – był dla
niego jak starszy brat. Zawsze wysłuchiwał wszystkich jego smutków i zażaleń,
ofiarowywał mu swoje ramię do szlochania, a jeśli zaszła taka potrzeba to i
siebie całego do przytulania. Niemniej jednak to, co wydarzyło się pomiędzy nim
a Jonghyunem nie było czymś, co Onew lub ktokolwiek inny by zrozumiał. Sam
Taemin tego nie rozumiał. To się po prostu stało, a on nie umiał – albo raczej
nie chciał – protestować. I choć jego serce porozpadało się na maleńkie
kawałeczki, nie żałował niczego. Jedyne, co przysparzało mu jeszcze większego
bólu niż porozbijane serce, to sumienie, które zżerało go od środka. Poza tym,
pozostawał jeszcze Jonghyun, który od tamtego czasu nie odezwał się do niego
ani słowem.
- Minnie... – Onew delikatnie ścisnął ramię Lee. – Jeśli przejmujesz się tym,
co się dzieję pomiędzy Minho i Jjongiem, to przestań. Obaj są dorośli. Co
prawda zachowują się jak dzieci, ale jednak są dorośli. Skoro nie potrafią się
dogadać... To ich sprawa.
Pomiędzy nimi zapadła cisza. Taemin zaciskał mocno wargi, bojąc się, że jeszcze
chwila a wybuchnie, wyrzuci z siebie wszystko, co go martwi i boli. Kątem oka
spojrzał na lidera. Widział, jak Jinki szykuje się do tego, aby coś powiedzieć.
Na szczęście, przed nieuchronnymi pytaniami uratował go trzask drzwi i donośny głos
Kibuma.
- Jesteś całkowitym idiotą, wiesz o tym?!
- Key, proszę... Daruj sobie. Nie chcę rozmawiać na ten temat.
- Dobra! Nie to nie! Tylko potem, do kurwy nędzy, nie przychodź do mnie się
wyżalić! Bo mam serdecznie dość ciebie i tego wszystkiego! Rzygam tym!
Kibum przeszedł przez korytarz niczym gradowa chmura, która nie omieszkała
trzasnąć drzwiami po wejściu do sypialni. Onew westchnął ciężko i mrucząc coś
pod nosem o „ujarzmianiu bestii” ruszył do pokoju, który dzielił z młodszym
Kimem. Lee przysłuchiwał się przytłumionej kłótni i ciężkiemu oddechowi Minho,
stojącego w korytarzu. W końcu Choi wszedł do salonu, uśmiechając się tak
smutno, że sumienie Taemina po raz kolejny dało o sobie znać. Taemin czuł, jak
cisza powoli go zabija, a głowa huczy od oskarżeń, jakie sam sobie stawiał.
Odchrząkując nerwowo kilka razy, zacisnął dłonie na spodniach i odezwał się
słabym, drżącym głosem:
- Hyung, jak się trzymasz?
Minho spojrzał na niego zmęczonymi, zmartwionymi i zasmuconymi oczami.
- Słabo, Minnie...
- Może powinieneś go przeprosić?
- Ja? – Minho prychnął. – Nie mam za co go przepraszać. To on nic mi nie mówi i
spiskuje za moimi plecami.
- Nie jesteś zbyt przewrażliwiony, hyung? To przecież...
- Taeminnie, nie wtrącaj się. Proszę. Wiem, że on z tobą rozmawia, ale wątpię,
żeby powiedział ci wszystko, co ma na sumieniu.
- Ale...
- Nie. – Minho wstał. Delikatnie pogłaskał Taemina po czuprynie. – Nie przejmuj
się.
Lee wpatrywał się w odchodzącą sylwetkę Choi’ego. W końcu odwrócił głowę i
zacisnął powieki. Wyrzuty sumienia – jak jakiś potwór – gryzły go coraz mocniej
i natarczywiej, szarpały go i paliły, doprowadzały do szaleństwa. Czuł się
przez nie okropnie. Minho cierpiał. Jonghyun cierpiał. A on jeszcze bardziej
wszystko komplikował.
Łzy napłynęły mu do oczu, gdy po raz kolejny pomyślał o Jjongu. Gubił się w
tym, co czuł, w tym, co dawał mu do zrozumienia starszy i w tym, co wiedział,
że jest słuszne. Miał istną dżunglę w głowie, nie potrafił się w niczym
odnaleźć. Wiedział tylko, że egoistycznie cieszy się z bliskości otrzymywanej
od Kima.
Z sercem niemal z ołowiu ułożył się na kanapie. Chciał odpocząć, przynajmniej
na chwilę zapomnieć, o niczym nie myśleć. Piskliwy dźwięk telefonu pokrzyżował
jednak jego plany. Co więcej, ta konkretna melodia była przypisana tylko jednej
osobie. I to właśnie tej, która odpowiedzialna była za cały ten mętlik w głowie
Taemina.
Lee przesunął językiem po suchych wargach, wpatrując się w dzwoniący telefon.
Chciał znów usłyszeć głos Jonghyuna, wymawiającego jego imię w ten
charakterystyczny, pieszczotliwy sposób. Drżącą dłonią sięgnął po komórkę i
przycisnął ją do ucha.
- H-halo?
- Minnie... – Ciepły głos przyprawił go o zawroty głowy. – Minnie, przyjedź
tam, gdzie ostatnio.
- Po co, hyung?
Cisza.
- Hyung?
- Potrzebuję cię.
Serce Lee zatrzymało się na ułamek sekundy, a potem wypełniło ciepłem.
- Dobrze, hyung. Przyjadę.
*
Leżał na tym
samym łóżku, co tydzień temu. W tym samym pokoju. Znowu z nim. Znowu całkowicie
mu oddany. Jonghyun obsypywał mokrymi pocałunkami każdy skrawek jego ciała,
wędrował językiem wzdłuż zarysów mięśni. A Taemin niemal zapominał, że starszy
należy do niego tylko przez tą krótką godzinę. Prawie zapominał o tym, co czuł,
w co uparcie się pakował. Zapominał też, że ma złamane serce i że Kim go nie
kocha. Oddając się błogości chwili, nie myślał o tym, że Jonghyun nigdy nie
odwzajemni jego uczuć. Był mu potrzebny. Tu i teraz. Przez godzinę, dwie, ale
był. I to wystarczało, aby radować go przez ten krótki czas.
Ciepły język i sprawne dłonie Jonghyuna doprowadzały umysł Taemina do tego
niesamowitego, niepowtarzalnego stanu błogiego odurzenia. Wszystkie swoje
zmysły skupiał na odbieraniu bodźców i to było najwspanialsze. Czuł gorący
oddech na swojej skórze, ruch pełnych warg na podbrzuszu... Tylko słowa były z
dala od niego. Nie chciał ich słyszeć, nie potrzebował ich. Bez słów było
lepiej. Bez słów mniej bolało. Lee wydawał z siebie najróżniejsze gamy
dźwięków, ale docierały one do niego stłumione, jakby zza grubej ściany. I gdy
orgazm przelał się oczyszczającą falą przez jego drobne ciało, odpłynął
uszczęśliwiony.
*
Gdy
się obudził, za oknem było już ciemno. Nerwowo spojrzał na telefon, wzdychając
z ulgą, że nie jest jeszcze aż tak późno, jak mu się wydawało. Przecierając
swoje zaspane oczy, rozejrzał się po pokoju. Tuż obok niego spał Jonghyun. W
półmroku wypełniającym pomieszczenie twarz Kima wydawała się być jeszcze
przystojniejsza. Taemin uśmiechnął się delikatnie, sięgając ku włosom
starszego. Delikatnie pieścił między palcami brązowe kosmyki, będąc zachwyconym
ich miękkością. Potem powoli, starając się nie zbudzić swojego hyunga, ruszył
do łazienki, zbierając po drodze swoje ubrania.
Ciepła woda była tym, czego potrzebował. Koiła jego nadwerężone ciało i
łagodziła zmysły. Chłopak odchylił do tyłu głowę, pozwalając ciężkim kroplom
opadać na swoją twarz. Był zrelaksowany. Starał się nie dopuszczać do siebie
myśli, że niebawem wróci do dormu i całą jego tymczasową bajkę szlag trafi.
Postanowił pomyśleć o tym później.
Pogrążony we własnych doznaniach nie zorientował się, że nie jest sam w
łazience. Wzdrygnął się gwałtownie, gdy nagle duża dłoń nakryła jego kroczę.
Palce Jonghyuna zawinęły się wokół jego męskości, a miękkie usta złapały za
płatek ucha. Lee odchylił się w stronę drugiego ciała, wzdychając z budującej
się w nim przyjemności. Dłoń na jego penisie przyspieszała swoje ruchy, a druga
mocno ścisnęła pośladek. Po chwili krótkie palce Kima zaczęły zataczać kręgi
wokół wejścia maknae, wślizgując się do środka jeden po drugim. Taemin jęknął z
przyjemności, nabijając się na palce coraz bardziej i bardziej. Obraz przed
jego oczami rozmywała woda, tak gorąca, że wydawała mu się niemal wrząca. Gdy
obie dłonie Jonghyuna zniknęły, Lee instynktownie przygotował się na więcej.
Pchnięty, mocno oparł się o ścianę, wypinając w stronę Jjonga, by po chwili
poczuć się przyjemnie, a jednocześnie boleśnie wypełnionym. Ruchy Kima były
szybkie i brutalne. Jego palce zaciskały się mocno na wąskich biodrach maknae,
a sam Taemin niemal tarł twarzą po ścianie, jęcząc bezwstydnie coraz głośniej.
Dłoń Jjonga owinęła się wokół członka młodszego, stymulując go w rytm coraz
gwałtowniejszych pchnięć. Mocniejszych i głębszych. Kciuk starszego drażnił
czubek penisa maknae, rozsmarowując po nim soki.
Orgazm uderzył w niego nagle, niemal zwalając go z nóg. Będąc prawie że
przyklejonym do ściany, przyjmował ostatnie pchnięcia Jonghyuna, nim cudownie
przyjemne ciepło nie zalało jego wnętrza. Kim wyszedł z niego, oddychając
ciężko.
- Minnie... Dziękuję.
Taemin obrócił się do starszego z delikatnym uśmiechem na zaróżowionej twarzy.
- Obiecałem ci, że cię nie zostawię. Dotrzymam słowa, hyung.
Kim przyciągnął go do zagłuszającego poczucie winy pocałunku. Woda powoli
zmywała z nich ślady jakiegokolwiek zbliżenia.