INFORMACJE

BLOG ZAWIESZONY DO ODWOŁANIA!


czwartek, 10 lipca 2014

Dirty Pleasure VII cz. II

A oto i druga część ostatniego rozdziału DP ^^
Obecnie pracuje nad nowym opowiadaniem, ale ze względu 
na pewne osobiste sprawy nie mam pojęcia kiedy zacznę je wrzucać.
Na pewno będę się starała, w miarę możliwości, być aktywną na blogu.
Ale póki co zapraszam do lektury ;)
Enjoy^^




Droga do dormu zdawała mu się dłużyć w nieskończoność. Stopniowo także odbierała mu wszelką chęć do życia i resztkę sił, jaka uchowała się po odwiedzinach u Jonghyuna. Samochód wydawał się jechać wolniej niż zwykle, jakby menadżer po tylu latach łamania przepisów drogowych w końcu postanowił ich przestrzegać, a rozmowa – głównie prowadzona przez Key i Onew – swobodniejsza, mniej nerwowa, ciut weselsza. Taemin widział, że całe napięcie i zdenerwowanie stopniowo zaczyna schodzić z jego kolegów. Tu jednak dochodziło do dziwnej zależności, bowiem im więcej irytacji i strachu udawało im się z siebie wyrzucić, tym bardziej zdołowany stawał się maknae, zupełnie tak, jakby skupiał w sobie całą negatywną energię. Najgorsze były momenty, w których na siłę próbowano go włączyć do rozmowy lub pytano, co się dzieje. Mimo że przez ostatnie miesiące przyzwyczaił się do tego typu pytań, bardzo ich nie lubił. Wprawdzie niestrudzenie na nie odpowiadał, siląc się na odrobinę empatii, ale za każdym razem, gdy uśmiechał się słabo, blado, bez wyrazu i mówił, że to nic, że to tylko zmęczenie, wewnątrz niego rodziła się obawa, że ktoś w końcu przejrzy jego kruszący się pancerz, zajrzy za postrzępioną zasłonę, za którą zobaczy jego prawdziwą postać – słabą, wynędzniałą, zalaną łzami, skamlącą za prawdziwym, odwzajemnionym uczuciem. Jego drugie oblicze – do tej pory nieustannie przez niego chowane przed światem – było godne politowania. Być może właśnie dlatego nie chciał, aby ktokolwiek je zobaczył i poznał; aby ktokolwiek okazał mu litość. Gardził nią, tak samo jak samym sobą. Bo czyż nie tego mógł się spodziewać? Czy tak trudno było przewidzieć skutki i konsekwencje jego zachowań? Ta krótka bajka mająca być odpowiedzią na jego modły stała się jego przekleństwem, wyniszczyła go od środka, zmusiła do wielu wyrzeczeń i obróciła wniwecz całe jego życie. Zostawiła po sobie tylko żal, ból i gorycz. Dała jednak Taeminowi bezcenną lekcję. Nauczyła go, że nie można wchodzić pomiędzy dwójkę kochających się ludzi. Nigdy. Nawet wtedy, gdy wydają się być zagubieni we własnych uczuciach. 

Lee coraz trudniej przychodziło udawanie, że nic się nie stało. Nie czuł się dłużej na siłach, aby dalej wymuszać od siebie kolejne nic nieznaczące gesty i nieszczere uśmiechy. Chciał z tym skończyć jak najszybciej. Miał jednak świadomość, że nie będzie to takie proste. Wypadek Jonghyuna był zaledwie czubkiem góry lodowej jego cierpienia. Niebawem miała nadejść prawdziwa, druzgocąca lawina bólu, a na tą Taemin – w miarę swoich możliwości – starał się psychicznie przygotować.

Gdy cała trójka znalazła się w mieszkaniu, Taemin, mamrocząc coś o spaniu, udał się do swojego pokoju, zostawiając swoich hyungów w przedpokoju i rzucił się na łóżko. Zacisnął dłonie na pościeli i jęknął w poduszkę, nie mogąc pozbyć się myśli o Jonghyunie i Minho. Prawda była taka, że ten dzień mógł, ale nie musiał być dla nich przełomowy; coś mogło, ale nie musiało się zmienić. Na pewno jednak był to dzień znaczący dla Lee, który pierwszy raz od dawna postanowił zawierzyć swojemu rozumowi, który zdecydował się zignorować chęć – a nawet potrzebę – zobaczenia się z Kimem, przytulenia go i pocałowania. Maknae zrobił to, co wydawało się być najtrudniejsze do zrobienia, czyli nie zrobił nic. Nic, co mogłoby zaszkodzić Jonghyunowi, nic, co zabolałoby Choi’ego i nic, co mogłoby pogrążyć jego samego jeszcze bardziej.

Z salonu dobiegł go przytłumiony dźwięk telewizora, oznajmujący czyjąś obecność w pomieszczeniu. Wiedziony świadomością, że i tak nie uda mu się zasnąć i chęcią pozbycia się wszystkich ciążących mu myśli z trudem podniósł się z łóżka.

W salonie zastał opatulonego kocem Kibuma. Key siedział na kanapie i tępo wpatrywał się w ekran telewizora. Nie wyglądał na zainteresowanego lecącą w telewizji dramą. Gdy Lee przyjrzał mu się uważniej, dostrzegł na jego twarzy zmęczenie.

Blondyn poruszył się nagle, dostrzegając w drzwiach maknae i uśmiechnął się do niego ciepło.

- Minnie, wyspałeś się?

Taemin pokręcił głową, podchodząc do starszego. Kim odchylił koc, zachęcająco machając ręką na młodszego. Lee usiadł tuż obok zespołowej ummy, od razu wtulając się w ramię jasnowłosego.

- Nie mogłem zasnąć. Za dużo myśli, hyung.

- To tak jak u mnie. – Key delikatnie wplótł palce we włosy maknae, przeczesując miękkie kosmyki. – Mam wyrzuty sumienia, Minnie.

- Dlaczego? – Taemin spojrzał na starszego zdezorientowany. – Przecież to nie przez ciebie Jonghyun-hyung leży w szpitalu.

- Tak, ale... Jestem zły na siebie, że tak się na nim wyżywałem. Zbyt pochopnie wziąłem stronę Minho w tym ich bezsensownym konflikcie, mimo faktu, że to zawsze Jjong był mi przecież najbliższy. – Kibum westchnął ciężko, opierając głowę o policzek maknae. – Gdyby coś mu się stało, coś strasznego, nigdy bym sobie tego nie wybaczył... Nie wybaczyłbym sobie tego, że się nie pogodziliśmy. Boże, przecież on...

- Hyung. – Taemin wyswobodził się z objęć starszego, łapiąc jego twarz w swoje dłonie. – Przestań. Nie obwiniaj się, bo nic się na szczęście nie stało. Z Jonghyunem-hyungiem wszystko jest w porządku. Odniósł kilka obrażeń, ale wyjdzie z tego... Pamiętaj, hyung, że jesteśmy tylko ludźmi. Kłócimy się i godzimy. Taka jest kolej rzeczy.

- Ale gdyby...

- Nie gdybaj, hyung. – Lee cmoknął delikatnie nos Kibuma. – Wszystko jest dobrze, więc nie ma powodów do zmartwień.

Taemin na powrót wtulił się w blondyna, wdychając słodką woń malin, która zawsze towarzyszyła starszemu.

- Masz rację, Minnie.

Przez długi czas siedzieli w ciszy. Drama w telewizji kończyła się, chociaż i tak żaden z nich do końca nie wiedział, o czym ona jest. Obaj napawali się ciszą i spokojem. Kibum czuł, jak stopniowo ogarnia go senność. Usnąłby, gdyby nie dotarł do niego głos Taemina.

- Hyung... Myślisz, że oni wrócą do siebie?

Pytanie było zadane cicho i niepewnie. Key zagryzł wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Nie wiem. Minho chciał się rozstać. Ale po tym, co się wydarzyło w szpitalu... – Kibum zachichotał. – Gdyby dookoła nie kręciło się tyle pielęgniarek, Minho z pewnością zmiażdżyłby Jjonga pocałunkami.

- Więc myślisz, że się zejdą?

Kim nie zdążył udzielić odpowiedzi. Drzwi wejściowe zaskrzypiały, a po dormie rozniósł się zmęczony głos Choi’ego.

- Wróciłem.

Zaledwie chwilę później w salonie pojawił się Minho. Podszedł do narożnika i opadł na niego ciężko.

- Jestem wykończony. – Brunet obrócił się na bok i wtulił w policzek w leżącą obok niego poduszkę, spoglądając spod półprzymkniętych powiek na swoich przyjaciół. – Gdzie Jinki-hyung?

- Tutaj jestem.

Z korytarza wyszedł zaspany Onew. Ziewając przeciągle, usiadł za głową Minho.

- Jak się ma Jjongie? – Lider od niechcenia zaczął bawić się włosami swojego dongsaenga. – Czy lekarz coś jeszcze mówił?

- Nie, nic. – Choi ziewnął. – Jonghyunnie narzeka na kolano, ale nic nie wyszło w badaniach. Ale poza tym czuje się w miarę dobrze. Na tyle, na ile może ze złamanym nosem.

- A jak sprawy między wami?

Pytanie zawisło w powietrzu, zagęszczając je i wywołując niezręczną ciszę. Minho westchnął ciężko, podnosząc się i podciągając nogi do klatki piersiowej. Taemin mocniej wtulił się w Kibuma.

- Rozmawialiśmy na ten temat. Dużo rozmawialiśmy.

- I?

- Przyznał się, że sypiał z kimś, gdy byliśmy pokłóceni.

Onew wytrzeszczył oczy, patrząc z niedowierzaniem na Minho. Key prychnął, mrucząc coś pod nosem o „wartych siebie pajacach”.

- Żartujesz, prawda?

- Nie, nie żartuję. Powiedział, że to nikt kogo znam.

- A co to ma za znaczenie?! – Jinki poderwał się z kanapy. – To i tak nie zmienia faktu, że nie miał prawa cię zdradzić. Może i byliście pokłóceni, ale – do cholery – nadal byliście razem!

- Masz rację, ale ja też nie byłem święty. – Brunet posłał przelotne spojrzenie Kibumowi i oparł brodę o kolana. – Kibum ma rację. Cały czas ją miał. Obaj jesteśmy wartymi siebie idiotami.

W salonie zapadła cisza. Onew wpatrywał się w Minho, próbując przyswoić najświeższe rewelacje. Nigdy by nie pomyślał, że Jonghyun wyrządzi taką krzywdę osobie, którą kocha.

- Co teraz, hyung? – Głos Taemina wydawał się być ledwo słyszalny, był cichy, a na dodatek zagłuszony przez ramię, w które się wtulał. – Jesteście razem?

- Tak. – Minho uśmiechnął się blado. – Wybaczyłem mu i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Kocham go. Niezależnie od tego, jak bardzo mnie to zabolało, nie chce żyć bez niego. Gdyby ten wypadek zakończył się inaczej... Nawet nie chcę o tym myśleć.

- Dlatego ciesz się, hyung, że wszystko dobrze się skończyło.

Taemin wyplątał się z koca, uśmiechając się słabo do Minho i wyszedł z salonu.  

*

Nie wiedział, dlaczego to zrobił. Nie miał pojęcia, czemu przyjechał do szpitala, pędząc  niemal na złamanie karku, czemu przemierzył całą długość korytarza w tempie, w którym gwiazdy przemierzają niebo, czemu stanął pod drzwiami jego sali i z tą dziwną zawziętością nacisnął klamkę. On naprawdę tego nie wiedział. Był zbyt rozgoryczony i wściekły, aby szukać racjonalnego wytłumaczenia dla swojego zachowania – dla nieodpartej chęci zobaczenia Jonghyuna. Nie zastanawiał się nad tym, co mu powie. Chciał tylko, żeby zabolały go te słowa, żeby przez nie cierpiał równie mocno jak Taemin.
Jonghyun leżał na szpitalnym łóżku i przez pół zamknięte powieki wpatrywał się w ekran telefonu. Taemin podszedł bliżej, głośno odchrząkując, by zwrócić na siebie uwagę. Kim oderwał zmęczony wzrok od iPhona, kierując niedowierzający wzrok na maknae.

- Minnie…

Nagle w Taeminie się zagotowało. Cały smutek, ból i rozgoryczenie, jakie odczuwał przez ostatnie miesiące zmieszały się ze sobą, sprawiając, że Lee ogarnął gniew. Sam jednak nie wiedział, na kogo jest bardziej zły – czy na siebie, bo pozwolił się wciągnąć w coś, co nie miało przyszłości, czy na Jonghyuna, który swoim egoizmem nie tylko go skrzywdził, ale także zamącił w relacjach pozostałych członków zespołu. Lee nie był już dłużej naiwny, wiedział, że nie będzie miał takiego samego kontaktu z Jonghyunem i Minho co kiedyś. Znał też siebie i nie było mowy, aby ktokolwiek - a już w szczególności Kibum bądź Onew – kiedykolwiek dowiedział się o tym, co on i Jjong robili przez ostatnie miesiące.

Złość popchnęła go bliżej łóżka Kima. Stanął nad nim z rękoma zaplecionymi na piersi i żalem wykrzywiającym twarz w nieprzyjemny grymas.

- Gratuluje, hyung. Słyszałem, że ty i Minho się pogodziliście. Postaraj się tego nie spieprzyć tym razem, z łaski swojej. Proponuję ci też nie sypiać z innymi, jak tylko się pokłócicie.

- Taeminnie, posłuchaj mnie...

- Nie, hyung. Tym razem to ty mnie posłuchasz. – Lee wziął głęboki, drżący oddech. – Kochałem cię. Chyba nadal cię kocham. Ale przez to, jak niewyobrażalnie mnie skrzywdziłeś, także cię nienawidzę. Chciałem ci pomóc, hyung. Uwierzyłem w to, że możesz mnie pokochać. Byłem gotowy zrobić wszystko, żebyś faktycznie to zrobił. Byłem na każde twoje skinienie. Spełniałem każdą twą zachciankę. Odwróciłem się od chłopaków. Ja... Nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, co przeżywałem, co nadal przeżywam...

- Taemin...

- Nie przerywaj mi, do cholery! – Taemin nigdy nie czuł takiej złości, tak niepohamowanej i wzrastającej z każdym kolejnym spojrzeniem przerażonych oczu Jonghyuna. – Nie potrafię patrzeć Minho w oczy. Przez ciebie czuję się jak skończony skurwysyn i szmata. Oddałem ci wszystko, co miałem, oddałem ci całego siebie, a ty to perfidnie i egoistycznie wykorzystałeś. Podczas gdy wy będziecie sobie znowu beztrosko gruchać, ja będę rozbity na kawałki...

Między nimi zapadła cisza, która niemal dudniła w uszach; gęsta i nieprzyjemna. Jonghyun był przestraszony i zawstydzony, jego oczy zdradzały wszystkie emocje. Taemin z kolei czuł, jak powoli opuszczają go siły, jak szalejąca w nim do tej pory burza złości powoli się uspokaja. 


- Nie martw się, hyung. – Głos maknae brzmiał nienaturalnie cicho. – Nikt się nie dowie. Mimo wszystko mam nadzieję, że tobie i Minho się uda. Życzę wam dużo szczęścia. Jednak nigdy więcej nie będziemy już przyjaciółmi. SHINee nigdy nie będzie takie same i mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. A to wszystko dzięki tobie... Nie jestem tak wielkoduszny jak Minho. Nie wybaczę ci tego, co zrobiłeś, hyung. Nie wybaczę też sobie, że byłem tak naiwny i głupi... Będziemy udawać i wszystko powinno być w porządku. Wyprowadzam się jednak z dormu. Nie będę umiał spędzać z wami całych dni. Nie dam rady...

Taemin po raz ostatni spojrzał na Jonghyuna, widząc na jego twarzy wszystko, co chciał zobaczyć – smutek, ból i wstyd. Obrócił się powoli, kierując się w stronę drzwi. Gdy naciskał klamkę, dobiegł go cichy, zdławiony głos.

- Przepraszam.

Maknae uśmiechnął się smutno pod nosem, po raz ostatni obracając głowę i patrząc na starszego Kima.

- To i tak już nic nie zmieni.


Drzwi cicho za nim skrzypnęły. 

środa, 18 czerwca 2014

Dirty Pleasure VII cz.I


Witajcie, witajcie. ^_^ Tutaj Jung Chae Jin. Nie obawiajcie się, nie przejęłam bloga. XD W związku z tym, że Hela-chan smaży się obecnie na gorącym piasku hiszpańskich plaż (i niestrudzenie wypatruje azjatyckich przedstawicieli płci męskiej – nota bene z bardzo pozytywnym skutkiem XD), nie ma ona dostępu do komputera. Dlatego poprosiła mnie, żebym wrzuciła jej rozdział. :) „Dirty Pleasure”, niestety, zbliża się już powolutku do końca, jest to bowiem pierwsza część ostatniego rozdziału. Druga powinna pojawić się niebawem, bo jest w trakcie betowania. :) Ale nie martwcie się! Dowiedziałam się u samego źródła, że następne opko uporczywie pcha się główką na świat. XD Oprócz tego miałam Wam przekazać od Heli-chan gorące pozdrowienia i mnóstwo buziaków, a ja się do nich dołączam. Miłej lektury. ;)




Biel szpitalnych ścian była przerażająca. Wydawała się być chłodna i bezduszna, nastawiona na brak nadziei i potęgowanie strachu. A wszechobecna sterylność tylko pogłębiała wszelkie negatywne odczucia.

Taemin czuł, jak kręci mu się w głowie ze strachu i niewyspania. Nerwowo rozglądał się dookoła, czekając, aż menadżer wyjdzie z pokoju lekarskiego i powie im, co się dzieję z Jonghyunem. Lee raz po raz patrzył na swoich przyjaciół, licząc na to, że uda mu się odnaleźć na ich twarzach coś, cokolwiek, nawet najzwyklejszy cień uśmiechu, który mógłby go nieco uspokoić i dodać trochę otuchy. Jednak zamiast pokrzepiających gestów widział tylko zmartwienie i obawy, które były równie wszechobecne jak szpitalna sterylność.

Onew chodził wzdłuż ściany tuż naprzeciwko maknae, nerwowo bawiąc się suwakiem od bluzy. Dźwięk tak irytujący, że w normalnych warunkach Kibum już dawno
zwróciłby uwagę liderowi. Ale to nie były normalne warunki. Key siedział po prawej stronie Jinkiego i zdawał się nie zwracać na nic uwagi; był skupiony wyłącznie na swoich drżących dłoniach i uważaniu, żeby nie poparzyć się kawą z automatu. Minho stał nieopodal nich i cicho rozmawiał przez telefon z mamą Jonghyuna, zasypując ją milionem uspokajających słów, mimo że sam ledwo się trzymał. Psychicznie i fizycznie. Taemin widział, jak Choi’emu drżą nogi.

Jedyną rzeczą, jaką udało im się do tej pory dowiedzieć, było to, że życiu Kima nic nie zagraża. Tylko tyle i zarazem aż tyle.

I mimo że ta informacja powinna ich była uspokoić, to wcale nie czuli się z nią jakoś szczególnie lepiej. Wypadek na całe szczęście nie był aż tak poważny, jak początkowo sądzili. Wszystkie najstraszniejsze scenariusze snute przez nich podczas drogi do szpitala rozwiały się po przekroczeniu jego progu. Ale strach i obawa, że los postanowił sobie zadrwić z ich marzeń i dążeń, że Jonghyunowi stało się jednak coś na tyle poważnego, że nie będzie mógł powrócić do zespołowej aktywności, pozostały. Zawsze bowiem istniało ryzyko, że odniesione w wypadku urazy i wynikające z nich kontuzje prędzej czy później zmuszą Kima do zakończenia kariery. Gdyby rzeczywiście tak się stało, Jonghyun straciłby wszystko, na czym mu dotychczas zależało i co kochał najbardziej na świecie. Odejście z zespołu zniszczyłoby cel i sens jego życia, które bez SHINee utraciłoby swój blask. Jego przyjaciele mieli tego świadomość. Taemin również. Dlatego Lee bał się chociaż rozważać takie i podobne przebiegi zdarzeń.

Drzwi od pokoju lekarskiego otworzyły się, a na korytarz wyszedł menadżer. Mężczyzna zdecydowanym krokiem podszedł do członków zespołu.

- Hyung, i co z nim?

Na przód wyrwał się Onew, a tuż za nim Minho. Menadżer westchnął ciężko, opierając się plecami o ścianę, lecz jednocześnie uśmiechając się lekko, tym samym dając swoim podopiecznym znać, że nie mają większych powodów do zmartwień.

- Na szczęście ma tylko lekkie wstrząśnienie mózgu i złamany nos. Tylko. – Mężczyzna pokręcił głową. – Ma założony opatrunek i jest cały spuchnięty. Mówienie sprawia mu trochę trudności, ale rokowania lekarzy są całkiem nieźle. Mówią, że nie ma podstaw do tego, żeby martwić się o jego głos. Będzie śpiewał. Jutro albo pojutrze czeka go operacja, a po niej rekonwalescencja, po której wszystko powinno być już w porządku. Jeszcze tylko nie wiadomo czy nie ma też uszkodzonej w jakikolwiek sposób nogi, bo się strasznie na nią skarży. Jeszcze go badają.

Chłopaki jednocześnie wypuścili wstrzymywane powietrze. Minho opuścił głowę na ramię stojącego obok niego Kibuma, który natychmiast zaczął głaskać go po plecach. Taemin odchylił się na krześle, zamykając oczy. Odetchnął z ulgą. Nie było już żadnych powodów do zmartwień.

- Możemy do niego zajrzeć?

- Tak, ale pojedynczo i nie za długo.

- Jak to pojedynczo?! – Kibum z oburzeniem spojrzał na menadżera. – Nie mogą nam zabronić go odwiedzić!

- Kibum, oni wam niczego nie zabraniają. Tylko zrozum, że on musi teraz odpoczywać. Wiem, że chcecie go zobaczyć i on was pewnie też, ale nic nie mogę na to poradzić. Takie jest zarządzenie lekarskie, nie moje. Chyba że chcecie działać na własną rękę... Jak chcesz, Kibum, to idź do lekarza i spróbuj go przekonać do zmiany decyzji. Twój urok osobisty i siła perswazji powinny wpłynąć na panią doktor. Chyba nawet nie wyszła jeszcze z pokoju... – Mężczyzna kiwnięciem głowy wskazał na pomieszczenie, z którego niedawno wyszedł, jednocześnie wyłuskując z kieszeni komórkę. – Wrócę do was zaraz, tylko muszę zadzwonić do szefa. Czy ktoś rozmawiał z mamą Jonghyuna, czy ja mam to zrobić?

- Nie, ja już z nią rozmawiałem. – Minho odsunął się od Kibuma, spoglądając nerwowo na menadżera. – Hyung, gdzie leży Jonghyun?

- Sala 150 na końcu korytarza. Chłopaki, za chwilę do was wrócę.

Mężczyzna odszedł energicznym krokiem i udał się w stronę wyjścia. Onew popatrzył za nim, spoglądając następnie po swoich dongsaengach. Taemin chciał zerwać się z krzesła i pobiec prosto do Jonghyuna, żeby upewnić się, że na pewno wszystko z nim w porządku. Zanim jednak zdążył wypowiedzieć choćby słowo albo podnieść się z siedzenia, uprzedził go Jinki.

- Niech Minho pójdzie pierwszy.

- Poczekajcie! Najpierw to ja pójdę do pani doktor, ugadam ją i załatwię nam grupową wejściówkę.

Key z wymalowaną na twarzy determinacją podszedł do wychodzącej z pokoju lekarskiego kobiety, od razu rozpoczynając z nią rozmowę uprzejmym, ale jednocześnie stanowczym tonem głosu.

- Minho, idź. – Jinki poklepał bruneta po ramieniu. – Jak Bummie coś załatwi, to do was przyjdziemy.

Choi kiwnął głową, z wdzięcznością patrząc na lidera. Razem ruszyli pod salę, w której leżał Kim. Jinki mocno ścisnął dłoń Minho, zanim młodszy wszedł sali i został przywitany słabym i zbolałym uśmiechem Jonghyuna.

Taemin obserwował przez szybę, jak Minho siada na brzegu łóżka, od razu łapiąc Jonghyuna za rękę i przyciskając jej wierzch do swoich ust. Kim był spuchnięty, blady i niepodobny do siebie. Wyglądał okropnie i tak bezradnie, że Lee chciał tam wpaść i tulić go bez końca. Ale nie mógł. Jedyne, na co mógł sobie pozwolić to patrzenie, jak Minho delikatnie, samymi opuszkami przesuwał po czole i skroni Jjonga, odgarniając brązowe kosmyki.

- Minnie, w porządku?

Onew spojrzał na niego z troską, kładąc dłoń na jego plecach.

- Wszystko okay, hyung. Jestem tylko zmęczony.

Te kilka słów powtarzanych ostatnio tak często przestawały dla niego brzmieć jak kłamstwo. Bo co innego miał powiedzieć? Wyznać, że cierpi, że jego serce jest rozbite, ponieważ kocha Jonghyuna całym sercem i to w taki sposób, w jaki nie powinien? Nie mógł tego zrobić.

- Taaa... – Jinki westchnął, z błądzącym na ustach uśmiechem patrząc na Minho, który pochylał się nad Jjongiem i wtulał głowę w jego klatkę piersiową. – Ciężka noc za nami. Ale mam przeczucie - miejmy nadzieję, że słuszne – że od teraz wszystko będzie dobrze.

Zapadła między nimi cisza. I może gdyby Jinki nie był aż tak zmęczony, zbyt zaaferowany przyjaciółmi po drugiej stronie szyby, zauważyłby pojedynczą łzę spływającą po policzku Taemina, która została starta jednym szybkim ruchem dłoni.

- Możemy wejść. – Kibum podszedł do nich z tryumfalnym uśmiechem na ustach. – Ta lekarka nie miała ze mną żadnych szans. Byłbym w stanie ją przegadać pierdyliard razy w ciągu jednej minuty. Załatwiłem nam dziesięć minut. Cudowne dziesięć minut, w ciągu których uświadomię temu zjebanemu dinozaurowi, że jeśli jeszcze raz dostarczy nam takiej dawki emocji i adrenaliny, to osobiście go zatłukę!

Key szybko podszedł do drzwi, naciskając klamkę i bezceremonialnie wpadając do sali z podniesionym głosem.

- Minnie, nie idziesz?

Lider stanął w progu, patrząc ze zdezorientowaniem na maknae. Z sali słychać było coraz głośniejszą tyradę Kibuma i podniesiony głos Minho, każący mu zamilknąć.

- Nie, hyung. Nie mam po co.

- Co? – Jinki zamrugał z niedowierzaniem, marszcząc brwi. – Nie wygłupiaj się. Chodź.

- Nie, hyung. Naprawdę nie mam po co. Idę kupić coś sobie do picia, ale ty idź do niego. Myślę... Myślę, że powinniśmy dać im czas, jemu i Minho.

- Jesteś pewien?

- Tak. – Taemin uśmiechnął się słabo i wymuszenie. – Będę czekał z menadżerem.

Onew kiwnął głową, obdarzając maknae pełnym niepokoju spojrzeniem. Potem wszedł do sali. Młodszy Lee obserwował, jak Kibum przytula się do Jonghyuna, jak lider głaszcze go po głowie, jak Minho ściska jego dłoń. Dla Taemina nie było tam miejsca. Nic, co chciałby zrobić, nie było mu przykazane. Bo on najchętniej przytuliłby się do Kima, pocałował i po raz kolejny wyznał mu, jak bardzo go kocha. Tyle że to wszystko to były przywileje Minho, nie jego. On nigdy nie miał do nich prawa, a mimo to zuchwale wyciągnął po nie dłoń. A teraz ponosił konsekwencje swoich czynów.

Maknae powoli ruszył w stronę wyjścia, po raz ostatni patrząc, jak Jonghyun oczami błyszczącymi radością przygląda się Minho.

czwartek, 29 maja 2014

Comeback


Nareszcie matury się skończyły,
 a ja z nową energią wracam do pisania. ^^
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda
 i będzie się chociaż trochę cieszył na mój powrót ;P
Jeśli mam być szczera, to te dwa miesiące 'pisarskiej abstynencji' 
były dla mnie straszne.
Dlatego też zregenerowałam się po maturze, 
odświeżyłam wygląd bloga i wzięłam się za pisanie. ^^
Niedługo powinien się ukazać kolejny rozdział "Dirty Pleasure",
a na razie zapraszam was do lektury oneshota z pairingiem,
 o którym myślałam że nigdy nic nie napisze.
 Jednak mój drogi Wen lubi zaskakiwać. ^^
Więc miłej lektury!

Jeszcze jedna krótka informacja: zapraszam was serdecznie na bloga mojej kochanej przyjaciółki!!!
Link w tej nazwie: keep-on-standing-still 





MinKey

Tytuł: Still waiting
Gatunek: AU, angst, smut
915 słów





Czekał.

Czekał w pokoju, w którym jedynym źródłem światła była mdła poświata bijąca od ulicznych latarni.

Czekał nagi i drżący, rozciągnięty na łóżku. Co chwilę zerkał na zegarek, mrużąc powieki przez jaskrawe cyfry.


23:30


Już nie przyjdzie.



Frontowe drzwi zaskrzypiały w proteście. Z korytarza dało się posłyszeć szelest zdejmowanej kurtki i ciężkie westchnięcie, a potem stłumione kroki. 


Czuł, jak spina się cały w oczekiwaniu. Kilkoma nerwowymi ruchami poprawił blond grzywkę, układając się na plecach i wysuwając nogę spod krwistoczerwonej kołdry. Drzwi otworzyły się powoli i stanęła w nich wysoka postać. 


- Późno przyszedłeś.


Brunet wzruszył ramionami, rozpinając mankiety swej koszuli i ruszając w stronę łóżka. Blondyn podniósł się, wyciągając dłonie w stronę idącego ku niemu mężczyzny. Jego długie, zwinne palce powoli rozpinały śnieżnobiałą koszulę, odsłaniając kawałek po kawałku cudownego, opalonego, umięśnionego ciała. Dłońmi przejechał po twardych mięśniach brzucha, przygryzając jednocześnie wargę z zachwytu. 


- Jak ci minął dzień, Minho?


Palce wsunęły się za linię spodni, a później powoli je rozpięły. Język zatoczył kółko wokół pępka.


- Mógłbyś się zabrać do roboty, a nie gadać?


Jasnowłosy skłamałby, gdyby powiedział, że ten głos go nie ruszał, nie podniecał, nie przyprawiał o przyjemne dreszcze. On go uwielbiał. Tak samo jak jego właściciela.  


Sprawnie zsunął materiał spodni wraz z bokserkami. Odsunął się, robiąc miejsce swojemu kochankowi. Oczami błyszczącymi rosnącym pożądaniem przyglądał się, jak Minho odkłada starannie złożone ubrania na krzesło, a potem układa się na łóżku. 

Kibum, niczym kot, prześlizgnął się pomiędzy nogami kochanka, chwytając jego penisa w dłoń i przesuwając po nim stanowczo kilka razy. Chciał, żeby Choi’emu było dobrze. Całe jego jestestwo od roku nastawione było na sprawianie mu przyjemności. Nie łączyło ich nic więcej prócz seksu i Kim doskonale wiedział, że to się nigdy nie zmieni. Zawsze będzie wyczekiwał Minho, który pojawi się lub nie. Zawsze będzie - tak jak do tej pory - jedynie zwykłym pionkiem, zabawką, odskocznią od nudnej codzienności. Choi wciąż będzie ustalał wszystkie zasady i wydawał rozkazy. A Kibum nadal będzie oddawał mu się całkowicie, zgadzając się na wszystko. Nawet na ból i cierpienie. Na brak miłości. Byleby tylko móc zaznać odrobiny intymności.


Kim z szelmowskim uśmiechem spoglądał na odchyloną do tyłu głowę Minho, gdy – niby od niechcenia – leniwie przesuwał językiem po czubku jego penisa. Kilka szybkich ruchów ręką, kilka wolnych i liźnięcie. Zabawa w kotka i myszkę. 


- Kibum, do kurwy nędzy, nie baw się...


Ostry głos, na który tylko czekał. 


Uwielbiał każdą cząstkę Minho. Jego głos, zapach, ciało... I jego przyrodzenie. Ogromne, stojące dla niego na baczność i wściekle czerwone. Wielbił delikatność jego skóry wyczuwalnej pod językiem i każdą pulsującą żyłkę. Swoimi ustami pochłaniał je całe, ssąc zawzięcie i mocno. Jego głowa poruszała się szybko w rytm nadawany mu przez rękę wplecioną we włosy. Prawie się dusił, ale to nie było ważne.


Najważniejszy był zawsze Minho. 


Oderwał się od krocza bruneta, gdy tylko dłoń z głowy znikła. Wiedział, co nadchodzi. To, na co czekał cały ten czas, każdą jedną pojedynczą godzinę w ciągu dnia. Drżał na wspomnienie poprzednich razów i już tęsknił za kolejnymi. Taemin w przypływie złości nazwał go kiedyś masochistą, raniącym się na siłę. Ale Taemin był tylko głupim dzieciakiem, jego malutkim braciszkiem, który nigdy nie zaznał bliskości z mężczyzną takim jak Choi. Z takim, który był jak narkotyk.


Kibum, ułożony na brzuchu, wypięty i upojony szczęściem, przyjmował każde pchnięcie. Minho nigdy nie bawił się w czułości. One były przeznaczone tylko dla Jinri, nie dla niego. I gdyby zaczął ich żądać, to wszystko by się skończyło. Zostałaby złamana jedna z zasad, a to by wystarczyło, aby brunet zniknął z jego życia. A to zabiłoby Kima. I dlatego, pomimo że czuł krew spływającą po udzie z nie do końca zagojonej rany powstałej podczas poprzedniego razu, nie protestował. Ból paraliżował mu ciało, a erekcja Minho rozrywała go na pół, ale to było wszystko, co mógł mieć. Wszystko, czego pragnął.


Gorąca sperma zalała jego wnętrze, a on ostatkiem sił zacisnął krążki mięśni wokół jego penisa, próbując zatrzymać go przy sobie na trochę dłużej. Chciał go czuć choć jeszcze przez moment. Chciał udawać, że wszystko to znaczy coś więcej.


Minho wyszedł z niego i usiadł na krańcu łóżka, zapalając papierosa. Nie patrzył na blondyna ani na plamę krwi zmieszanej ze spermą na pościeli. Zaciągnął się nikotyną w ciszy nieczuły na ciche, wywołane bólem jęki kochanka.


Kim oddychał ciężko, próbując uspokoić szaleńczo bijące serce. Erekcja opadała przez niewyobrażalny ból, a on sam siłą woli walczył ze łzami. I gdy Minho skończył swojego papierosa i zostawił go, idąc pod prysznic, rozpłakał się. Bolało go ciało i serce, lecz mimo tego całego cierpienia paradoksalnie pragnął więcej. Jeszcze więcej. Jeszcze intensywniej.


- Nie rycz. Nie zachowuj się jak baba. – Minho stanął tuż przy łóżku niewzruszony i skupiony tylko na wiązaniu krawata. – Jutro mnie nie będzie i do końca tygodnia też nie. Wyjeżdżam z Jinri i Yoogeuniem na wakacje i raczej nie prędko wrócę.


- Kiedy przyjdziesz? 

Jego głos był tak cichy, że sam ledwo się usłyszał. Zbierał w sobie siły, by zadać to pytanie jeszcze raz pewny, że Minho go nie usłyszał. Choi jednak spojrzał na niego zirytowany. 


- Mógłbyś słuchać tego, co do ciebie mówię? Powiedziałem przecież, że wyjeżdżam. – Kilkoma ruchami ułożył włosy i poprawił marynarkę. – Czekaj na mnie. Jak wrócę, to przyjdę. 


Bez słowa więcej odwrócił się i wyszedł. 


Kibum oddychał już powoli, ale wciąż ciężko. Wpatrywał się w łunę księżyca, która odbijała się w lustrze, próbując przepędzić od siebie myśli o bólu.


Czekaj na mnie.



Nigdy nie robił niczego innego, tylko czekał. 


Zawsze na niego czekał.


I już zawsze będzie na niego czekać.











czwartek, 27 marca 2014

~HIATUS~

Miałam ogromną nadzieję, że nie będę musiała tego robić, ale niestety....

ZAWIESZAM BLOGA
Na razie na czas nie określony. 
Myślałam, że dam sobie jakoś radę pogodzić wszystko, ale niestety to nie jest takie proste.
Maj i matury się zbliżają, a ja oprócz szkoły i nauki nie mam czasu na nic innego. 
Tkwię w ostatnim rozdziale "Dirty Pleasure" i nie mam ani czasu ani zacięcia i siły żeby go skończyć.
Mam nadzieję, że jak wszystko się uspokoi to wrócę jak najszybciej, 
skończę DP i wezmę się za coś innego z mojej dłuuugiej listy pomysłów.
(Jeśli oczywiście nadal ktoś będzie chciał to czytać :P)

Tak więc:
Do zobaczenia za jakiś czas moi kochani <3 span="">

niedziela, 2 lutego 2014

Dirty Pleasure VI

Z opóźnieniem, ale jest!
Niestety nie przebetowany, więc z góry przepraszam za wszelkie błędy jakie wystąpią.
Enjoy^^




Szczekanie psa, czyjś krzyk, płacz dziecka i klakson samochodu.

Mieszanina dźwięków, która obudziła Taemina sprawiła, że przez dłuższą chwilę leżał w łóżku nieruchomy i zdziwiony. Nie pamiętał kiedy ostatni raz obudził się taki lekki, spokojny. Ostatnie miesiące były jednym wielkim bałaganem, wiecznym uściskiem serca i chaosem. A teraz nadszedł spokój.

 Taemin powoli wysunął się z ciepłej pościeli, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że spał sam. Jonghyuna nie było z nim całą noc. Opatulając się ciepłą bluzą, którą całe wieki temu zabrał Jinkiemu, wyszedł z pokoju. Wchodząc na korytarz z daleka słyszał radio włączone jak co dzień w salonie, ale również cichą dyskusję z pokoju lidera.

Kuchnię jak zwykle rano okupował Kibum, nucą cicho pod nosem i szykując wszystkim śniadanie. Spoglądając na starszego uśmiech sam wpełzał na jego usta. Cieszył się, że między nimi wszystko było już w porządku.

-Key umma- Objął blondyna w pasie, wtulając się w jego plecy.- Dzień dobry.

-Dzień dobry. Wyspałeś się Minnie?- Kibum obrócił się głaszcząc delikatnie głowę Lee, i przyglądając się mu przez dłuższą chwilę.-Chyba powinienem przestać mówić na ciebie Minnie. Już nie wyglądasz jak dziecko. I już nim nie jesteś, ty noona killer.

-Ale twoim małym Taeminkiem będę zawsze hyung.

Kim zachichotał, mocniej przytulając do siebie Taemina.

-Siadaj więc posłusznie do śniadania Taeminku.

Lee uśmiechnął się szeroko, siadając tuż naprzeciwko smakowitości zalegających na stole, od razu biorąc się za ich pałaszowanie.

-A czemu reszta nie je?

-Onew-hyung jadł, a Minho jest u siebie, i uparcie twierdzi ze nie jest głodny.-Key wywrócił oczami.-Ale ty wcinaj! Wczoraj niewiele zjadłeś chudzielcu.

Zapadła miedzy nimi cisza, przerywana jedynie stukiem pałeczek i garnka. Po chwili w kuchni pojawił się podirytowany Onew, od razu ciężko padając na krzesło.

-I co?- Key uniósł wzrok na lidera.- Dowiedziałeś się czegoś?

-Jest u rodziców. Menadżer powiedział, że rozmawiał z nim, i że obiecał wrócić w nocy. Zapomniał tylko nas powiadomić.

Kibum kiwnął głową. Taemin spojrzał po swoich hyungach zdezorientowany.

-O co chodzi? 

-O Jonghyuna.- Onew złapał za kubek świeżej kawy, dmuchając na niego powoli.- Wyjechał z samego rana nikomu nie mówiąc gdzie i po co.

Młodszy Lee zamrugał zdezorientowany, wracając do powolnego żucia swojego śniadania. Onew powoli sączył swoją kawę, a Kibum krzątał się przy kuchence. W przedpokoju dało się słyszeć skrzyp drzwi, a potem kroki. W progu kuchni pojawił się Minho, blady i z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

-Jonghyun jest u rodziców.

-Wiemy.- Onew uniósł głowę patrząc na swojego doensanga.- Rozmawiałem z menadżerem.

-Oh.-Minho usiadł na krześle naprzeciwko Taemina, stukając palcami w ekran telefonu.- Jonghyun nagrał mi się na pocztę.

Po kuchni rozniósł się głos Kima, lekko zniekształcony przez urządzenie.

Minho, jestem u rodziców. Musze pomyśleć na spokojnie, muszę się ogarnąć. Siebie i swoje życie. Nasze życie… Chciałbym z tobą porozmawiać jak wrócę. Muszę z tobą porozmawiać. Powiedz chłopakom, żeby się nie martwili. Wrócę.

W kuchni zapadła cisza. Taemin wbił wzrok w swój talerz, a Key i Onew patrzyli po sobie. W końcu Kibum westchnął, opierając się biodrem o blat i splatając ręce na piersi.

-Widzę, ze przerośnięta jaszczurka poszła po rozum do głowy. Jestem wielce ciekawy co będzie miał do powiedzenia jak wróci. I co ty powiesz jemu.

-Jeszcze nie wiem.

Minho obracał w palcach podkradzioną Jinkiemu łyżeczkę, unikając wzroku Key. Młodszy Kim wpatrywał się w Choiego twardym, nie znoszącym sprzeciwu wzrokiem.

-Jjong wraca w nocy. Masz mnóstwo czasu, żeby przemyśleć co mu powiedzieć. I lepiej dobrze wykorzystaj ten czas.

Kibum obrócił się zbierając z kuchenki jedzenie na dwa talerze, po czym podszedł do stołu kładąc jeden z nich przed Minho.

-Jedz ty cholerna żabo. I nawet nie próbuj się sprzeciwiać.

Choi tylko pokiwał głową, posyłając Kibumowi ciepły uśmiech.

*

Taemin beznamiętnie wpatrywał się w obraz za oknem. Deszcz uderzał w szyby ciężkimi kroplami, a ludzie spieszyli dokoła budynku SM Entertainment uciekając przed nim. 
Taemin wolałby być teraz w dormie i napawać się wolnym dniem, tak jak reszta chłopaków. Chciał wyjść z Kibumem na zakupy, niemal tak jak za dawnych czasów. Ale zamiast tego został ściągnięty do budynku SM, tylko po to żeby dowiedzieć się ze będzie miał, oprócz comebacku, jeszcze więcej obowiązków na głowie. To nie tak, ze był zły. Cieszył się bardzo, że Henry wydawał solowy album, ale był tak strasznie zmęczony wszystkim co go otaczało. 

-Taemin-ssi? Wszystko w porządku?

Henry z troską spojrzał na Lee. Taemin oderwał wzrok od okna, przenosząc go na Lau i uśmiechając się delikatnie.

-Wszystko jest okay hyung. Tylko się zamyśliłem.

-Wydaje mi się ze coś cię gryzie...

-Hyung naprawdę jest w porządku. Jestem tylko trochę niewyspany.

-Powiedzmy, że ci wierzę.-Henry uśmiechnął się szczerze.-Ale pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać. Muszę w końcu dbać o swojego doensanga, nie?

Lau wyciągnął dłoń, delikatnie ściskając ramie Taemina.

-Dziękuje Hyung.

-Nie ma za co. A teraz chodź coś zjeść. Jestem pewny, że dobry obiad od razu poprawi ci humor.

Henry puścił oczko do młodszego, ciągnąc go w stronę wyjścia. Taemin uśmiechnął się, słabo protestując.

-Nie jestem głodny hyung. Wrócę do dormu, i..

-Taemin-ssi. Nie odmawiaj mi. Proszę.-Henry zatrzepotał rzęsami, przekręcając na bok głowę i wywołując śmiech u Tae i siebie.- Dobra, dobra. Wiem, ze ayego nie jest moją mocną stroną. Ale przynajmniej się zaśmiałeś. A teraz już się nie opieraj.

-Ale hyung…

-Czy Key-umma nie uczyła cię manier? Nie sprzeciwia się swojemu hyungowi.

Taemin zaśmiał się głośno, pozwalając w końcu pociągnąć się do wyjścia.
W sumie co mu szkodziło wyjść z Henrym? I tak miał dzień wolny, a oddalenie się od dormu na dłużej może nie było aż tak złym pomysłem.

*

Obiad z Henrym był przyjemny, i to na tyle żeby obaj całkowicie stracili poczucie czasu. Henry był jednym z niewielu hyungów spoza SHINee, z którym Taemin miał naprawdę dobry kontakt. Lau roztaczał wokół siebie aurę tak niesamowitego ciepła i życzliwości, że młody Lee uspokajał się przy nim i relaksował. Ich rozmowa, choć właściwie nie była na żaden konkretny temat, zwykła gadka szmatka, kilka żartów. A jednak idealnie odciągała myśli Taemina od wszystkiego dookoła.

Bo przecież nie było się czym przejmować, prawda?

To co się wydarzyło między nim i Jonghyunem zostało skończone. Nie było już nic nad czym musiałby się zastanawiać, czym musiałby się martwić.

Popełnił błąd.

Popełnił błąd, bo był głupi na tyle, żeby wmówić sobie, że on i Jonghyun mogliby mieć coś więcej; że mógłby zająć miejsce Minho.

 Wzdychając ciężko przekręcił się na drugi bok, spoglądając mimochodem na zegarek leżący na nocnej szafce.

1:34

Z frustracji przetarł twarz dłońmi. Nie mógł spać. Jego spokój ulotnił się gdzieś po dwóch, zdecydowanie zbyt krótkich, godzinach letargu. Znowu był zestresowany i zmartwiony.

-Cholera!

Mamrocząc pod nosem kilka słów frustracji, wygrzebał się z pościeli i wyszedł z pokoju od razu kierując się w stronę kuchni.

Zimna, niemal lodowata woda mroziła mu gardło i pozornie dawała uczucie uspokojenia. Przez dłuższy czas wpatrywał się w nocne niebo. Gwiazdy świeciły jasno, dając dodatkowe oświetlenie nielicznym grupkom ludzi spacerujących po ulicy.

A on podświadomie wiedział, że wygląda za znajomym autem.

Wzdychając po raz kolejny, obrócił się na pięcie i przeszedł do salonu. Miał cichą nadzieję, że może obejrzenie jakiegoś głupiego nocnego programu, powtórki dramy, czegokolwiek, zmęczy go i ulula do snu.

-Też nie możesz spać?

Ze strachu i zaskoczenia odskoczył do tyłu, niemal potykając się o własne nogi. Minho uniósł się z kanapy, zmieniając pozycję na siedzącą i przeczesując palcami swoje rozczochrane włosy.

-Hyung, nie zauważyłem cię.- Taemin powoli podszedł do sofy, siadając koło Choiego.- Czemu śpisz na kanapie?

-Nie śpię.- Minho zamrugał kilkakrotnie.- Czekam na Jonghyuna.

Lee pokiwał głową, zagryzając dolną wargę. Minho sięgnął po leżący na podłodze telefon, sprawdzając godzinę.

2:00

-Martwię się.- Choi nerwowo obracał w palcach komórkę, spoglądając przez okno.- Dzwoniłem do niego, ale nie odbiera. Nie wiem, czy nie chce ze mną rozmawiać, czy…

-Hyung spokojnie.- Taemin delikatnie pogłaskał ramie Minho.- Musiał pomyśleć. Daj mu czas. Przecież wróci. Jestem przekonany, że teraz właśnie do nas jedzie.

Lee uśmiechnął się delikatnie, mając nadzieję, że choć trochę uspokoił Minho. I siebie.

-Wiesz Minnie jestem idiotą.- Choi schylił głowę, wpatrując się uparcie w podłogę.- To znaczy, nie tylko ja, bo on też. Obaj zachowujemy się jak gówniarze. Może, ten cały związek miał nam nie wyjść?

-Więc co chcesz zrobić jak wróci?

-Ja…

W którymś z pokoi rozległ się dźwięk telefonu, wybijając Minho ze skupienia. Przez dłuższą chwilę milczeli, przysłuchując się jak dzwonek zostaje przerwany.

-Muszę z nim porozmawiać. I nie wiem co będzie między nami. Jeszcze nie wiem. 

Miałem tak dużo czasu, żeby to wszystko przemyśleć, ale rozum podpowiada mi jedno, a serce drugie. Nie wiem co robić, kogo posłuchać…

Drzwi od pokoju Onew otworzyły się z hukiem, a na korytarz wybiegł lider w pośpiechu zakładając na siebie bluzę.

-Hyung co się dzieje?- Taemin i Minho wstali w niemal tym samym czasie, patrząc ze strachem na lidera.

-Minho.- Jinki szybko wsuwał na siebie buty.- Samochód po mnie jedzie, muszę jechać…

-Hyung co jest?

Onew zatrzymał się w połowie ruchu, patrząc na Minho z troską i strachem w oczach.

-Jjong miał wypadek. Jest w szpitalu.

Wszystko dookoła zawirowało, a Taeminowi odebrało oddech. Czując zawroty głowy, opadł na kanapę. Minho stojący przed nim drżał.

-Menadżer podstawił mi samochód, jadę do niego. Zadzwonię do was jak tylko będę coś wiedział.

-Jadę z tobą.

Głos Minho był stanowczy, a on sam wyminął lidera sięgając po buty i kurtkę.

-Minho to bez sensu. Zostań tu a ja zadzwonię jak tylko…

-Nie zostanę! Jadę z tobą i nie obchodzi mnie twój sprzeciw. Mówimy o Jonghyunie, o moim chłopaku, do jasnej cholery!

-I naszym przyjacielu.- Za Jinkim stanął Key.- Pojedziemy wszyscy. Bez dyskusji.

Reszta zgodnie pokiwała głowami, szybko zbierając się do wyjścia.