Moje pierwsze kilku rozdziałowe
opowiadanie tutaj i nie ukrywam stresuje się je wrzucać. ;P Ale ocenę zostawiam
czytelnikom. ;3
Enjoy ^^
Enjoy ^^
Wzdychając z frustracji, złapał za
klamkę balkonowych drzwi. I wtedy zauważył, że w jego „miejscu spokoju” już
ktoś jest. Czuł, jak jego serce przyspiesza, próbując wyrwać się z piersi, gdy tylko
rozpoznał niewysoką, drżącą postać. Jonghyun opierał się o barierkę i
przestępując z nogi na nogę, palił papierosa. Taemin złapał leżący na kanapie
koc, po czym wziął kilka głębokich wdechów. Cichutko otworzył drzwi i nieśmiało
podszedł do zmarzniętego Kima, któremu natychmiast zarzucił puszysty materiał
na odsłonięte ramiona. Jjong odwrócił się ku niemu z oczami błyszczącymi
nadzieją, która przygasła lekko, gdy dostrzegł maknae. Lee zignorował ukłucie
bólu spowodowane spojrzeniem Jonghyuna i uśmiechnął się delikatnie.
- Hyung, przeziębisz się. Co ci strzeliło do głowy, żeby wychodzić na dwór w bokserce i na bosaka? Jak się rozchorujesz, to co my bez ciebie zrobimy?
- Nie przejmuj się mną, Minnie. Musiałem pomyśleć...
- I przy okazji zepsuć sobie zdrowie? – Jedna z brwi Taemina uniosła się ku górze, a on sam zaplótł ręce na piersi, opierając się biodrem o barierkę. – Nie wiedziałem, że palisz, hyung.
- Bo nie palę. – Kim wyrzucił na ulicę niedopałek, uśmiechając się do Taemina. – Minnie, nie powinieneś już spać?
- Hyung... – Taemin wywrócił oczami. – Kiedy w końcu zrozumiecie, że nie jestem już dzieckiem? Mam dwadzieścia lat.
- Ale dla mnie zawsze będziesz słodkim maknae.
Taemin obrócił głowę, czując, jak się rumieni. Kątem oka przyglądał się jednak Jonghyunowi. Jego ukochany hyung beznamiętnie wpatrywał się w gwiazdy, będąc wyraźnie zasmuconym i przygnębionym. Lee przygryzł wargę. Najbardziej na świecie nie cierpiał chwil, w których Jonghyun się martwił. Kim był dla niego kimś więcej niż zwykłym kolegą z zespołu. Był jego przyjacielem, bratem i miłością jego życia. I choć brzmiało to ckliwie i tandetnie, Taemin nie potrafił inaczej określić tego, co czuł. Jonghyun zawsze się nim opiekował. Zresztą, cała piątka była ze sobą niewyobrażalnie blisko, niemniej jednak to właśnie starszy Kim od samego początku był dla niego ponad resztą. Lee zawsze myślał, że to braterska miłość tak usilnie ciągnie go w stronę Blinga. Ale z czasem zaczął pojmować, że to coś więcej. Dużo więcej. Jego uczucia ewoluowały, a „Internet War” i cała towarzysząca temu seksualna , fanservisowa otoczka tylko je wzmocniły i sprawiły, że patrząc na Jonghyuna miał zdecydowanie nieczyste myśli. Jego miłość nie miała jednak najmniejszych szans na spełnienie. I to bolało go najbardziej.
Jonghyun wydał z siebie dźwięk, który na krótki moment dał całkowity upust jego frustracji, po czym sięgnął do kieszeni dżinsów i wyciągnął z niej kolejnego papierosa.
- Podobno nie palisz. – Taemin obrzucił Kima karcącym spojrzeniem. – Zniszczysz sobie płuca, Jonghyun-hyung.
- Minnie... Proszę cię. Jeśli masz zamiar mnie pouczać, to nie dzisiaj. Naprawdę nie mam nastroju na takie gadki.
Taemin zmarszczył brwi, patrząc na zaciągającego się Jonghyuna. Starszy zdecydowanie zachowywał się dziwnie. Lee zaczął się zastanawiać, gdzie się podział ten wiecznie optymistyczny, tryskający entuzjazmem hyung? Nagle ucisk w sercu znów dał o sobie znać. No tak. Była tylko jedna osoba, która znaczyła dla Jonghyuna bardzo wiele, znacznie więcej niż pozostali, i po kłótni z którą zawsze był przybity.
- Znowu się pokłóciliście, prawda?
Jonghyun nie odpowiedział. Zaciągnął się tylko mocniej papierosem, wpatrując się w gwiazdy i uśmiechając blado.
- Hyung, wiesz, że jeśli tylko chcesz porozmawiać...
- Wiem, Taeminnie. Dziękuję.
- A o co się pokłóciliście?
- O głupotę. – Jjong westchnął ciężko. – Zawsze się kłócimy o głupoty... O jebane drobnostki.
- Na pewno się pogodzicie. Zawsze się godzicie po kłótniach.
- To nie w tym rzecz, Minnie. – Bling spuścił głowę. – Jestem zmęczony. Po prostu jestem zmęczony walczeniem z nim o każdą, nawet najdrobniejszą rzecz. On uważa, że próbuje go sobie podporządkować. A przecież to nieprawda! Dobrze wie, wszyscy o tym wiedzą, że mam tą cholerną tendencję do kierowania ludźmi. Key nie raz mnie za to opierdolił. Ale mimo to, on nadal mi to wszystko wypomina.
- Hyung... Skoro kłócicie się tak często, to... To czy naprawdę potraficie być szczęśliwi?
- Dobre pytanie, Minnie. – Papieros wypadł spomiędzy palców Jonghyuna.- Nie wiem. Gdy budzę się rano i patrzę na jego spokojną, śpiącą twarz, czuję się szczęśliwy. Gdy całuję go na dzień dobry albo na dobranoc, też jestem szczęśliwy. Albo gdy się do niego tulę lub trzymam za rękę... Ale wystarczy, że zaczniemy poważną rozmowę i wszystkie te rzeczy, które nas w sobie wkurzają wychodzą na wierzch. A wtedy jestem wściekły i mam ochotę krzyczeć. Więc wyrzucam mu w twarz wszystko, co mnie boli i vice versa. A potem nie potrafię go przeprosić. Tak samo, jak on nie potrafi przeprosić mnie.
Łzy, jedna po drugiej, zaczęły spływać po zaróżowionych od zimna policzkach Jonghyuna. Taemin czuł, jak niewidzialny, kolczasty drut wżyna mu się w ścianki serca. Związek, który Kim budował z Minho, był jednym z najgorszych ciosów, jaki młody Lee kiedykolwiek otrzymał.
Brunet powoli podszedł do starszego, oplatając swoimi ramionami jego szyję
i przytulając go mocno do siebie. Jjong wtulił się w przyjaciela, cichutko pociągając nosem. Lee przymknął oczy, rozkoszując się bliskością i zapachem Jonghyuna. Szeptał mu do ucha uspokajające nonsensy, gładząc jednocześnie jego umięśnione plecy i wytrwale walcząc z uporczywą chęcią pocałowania swojego hyunga. Pragnął go. Rozpaczliwie pragnął intymności z nim. A jedyne, na co mógł sobie pozwolić, to zwykłe przytulenie. Takie samo, jakie Jonghyun otrzymałby od Kibuma albo od Onew.
- Wszystko będzie dobrze. Nie martw się. Będę przy tobie, hyung...
- Dziękuję, Minnie. – Uścisk wokół talii maknae zacieśnił się, a Kim mocniej wtulił twarz w zagłębienie jego szyi. – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
Lee czuł, jak sztywnieje, gdy tylko ciepłe i wilgotne wargi dotknęły jego policzka. Choć trwało to tylko ułamek sekundy, było to dla niego coś niesamowitego. Nic nowego, bo Jonghyun kochał rozdawać buziaki, ale nadal niezwykłego.
Starszy wszedł do salonu, ciągnąc za sobą Taemina. Zrzucił z siebie koc i wzdychając, obrócił się w stronę młodszego.
- Mogę dzisiaj spać w twoim pokoju?
- O-oczywiście. Ale nie mam drugiego łóżka, hyung.
- Co to za problem? Przecież zawsze spaliśmy w jednym.
Maknae uśmiechnął się niewyraźnie, rumieniąc się niewyobrażalnie i pozwalając złapać się za rękę oraz pociągnąć w stronę swojego pokoju.
Mój mały, biedny Tae :(((((
OdpowiedzUsuńŁoo... To było takie... Super! xD Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów ^_^
OdpowiedzUsuńMinho, nie wiedziałam, że to powiem : Ty Świnio !!! XD
OdpowiedzUsuńJa ci dam krzywdzić Jong'a ;_; Taemin pociesz go, ale nie rób nic głupiego, proszę Cię :*** Czekam na więcej <333333333333333333333333333333333333333333333
Jejku.
OdpowiedzUsuńMoje kochane JongHo <3
Tylko te kłótnie i smutny Taeś :'c
No cierpie razem z nim.
Ogólnie to bardzo miło mi się czytało i lecę dalej :3
Weny~
Biedny Taemin... On jest taki uroczy i kochany. Nie ma mowy, by cierpiał z powodu miłości! Nie zgadzam się na to. Niech bierze co jego i korzysta z okazji.^^ W końcu ma po coś ten urok, więc niech z niego korzysta jak należy. Osobiście mam nadzieję, że jakoś subtelnie pocieszy Dino, ale się na niego rzuci w tym łóżko bo z tego raczej nic dobrego nie wyjdzie.
OdpowiedzUsuńW ogóle ta scena na balkonie była śliczna. *.* Ta nadzieja na zobaczenie swojego ukochanego... No ale pojawił się Taeś, który doskonale zastępuje Minho.^^
Hwighting Hela i hwighting Taemin~~