INFORMACJE

BLOG ZAWIESZONY DO ODWOŁANIA!


sobota, 7 grudnia 2013

Dirty Pleasure V

O Shisusie! Nareszcie i mi i Beciuni udało się w miarę ogarnąć, 
dzięki czemu mogę was uraczyć nowym rozdziałem DP. ^^
Więc bez zbędnego gadania:
Enjoy! ^^








Czas zawsze miał to do siebie, że szybko mijał. Czasem nawet zbyt szybko. Wskazówki nieustannie sunęły po zegarowej tarczy. Dnie zamieniały się w noce, noce przeradzały się w dnie. A świat starał się nadążyć za tą czasową machiną, bezustannie pracującym mechanizmem, który został kiedyś skonstruowany i rzucony w wir codzienności; próbuje go dogonić, uchwycić i zatrzymać w miejscu, by choć przez chwilę móc odetchnąć od tego wyczerpującego pościgu. Niestety, czas - rządzący się własnymi prawami – niejednokrotnie okazał się być niezwyciężonym przeciwnikiem. Najsmutniejsze jest jednak to, że gdy on gna do przodu, narzuca światu zmiany, wprowadza nowe porządki, stare lub całkiem nieznane łady, są ludzie, którzy wciąż tkwią w miejscu. Gdy życie toczy się własnym torem, zmienia się, przekształca, wymusza podejmowanie kolejnych, niekiedy trudnych decyzji, oni stoją w martwym punkcie, zaplątani w sieć problemów, rozterek, tak zwanych „niedomkniętych rozdziałów”, uczuć; są zniewoleni przez widmo bolesnej przeszłości i sparaliżowani niepewnością przyszłości. 


Taemin od dwóch miesięcy zaliczał się do takich osób – uwięzionych w duchowym niebycie, wewnętrznej pustce, rozdartych pomiędzy tym, co było, jest i może - choć czasem wcale nie powinno – być. Osób, które nie wiedzą, co zrobić ze swoim życiem, nie mają pojęcia, jak je uporządkować, przywrócić mu dawny blask i na nowo odnaleźć w nim sens. One jednak, w przeciwieństwie do Lee, nie próbowały doszukać się w swojej egzystencji jakiegoś toksycznego pierwiastka, źródła wszelkiego zła, które – pomijając jego własne nieszczęście – dotykało jego najbliższych. Owszem, to nie z jego winy Minho i Jonghyun się pokłócili. Na to nie miał wpływu. Jednak to przez niego Choi jeszcze bardziej odsunął się od starszego Kima, co było spowodowane tym, że każdą wolną chwilę Jjong spędzał wyłącznie z Taeminem. Kibum też bardzo cierpiał. Pod maską sfrustrowanej i rozeźlonej, zespołowej ummy krył się ktoś, kto – nie mówiąc o tym wprost - bardzo przeżywał ten, niestety postępujący, rozłamowy proces. Rzecz jasna, był jeszcze Onew, który ofiarnie nadstawiał głowę za całą czwórkę, odpowiadał za jej wszystkie błędy, które w ostatnim czasie zdarzały się coraz częściej.



Maknae westchnął cicho i automatycznie zmrużył oczy, gdy zza drzwi doszedł go tubalny głos wściekłego menadżera. Z jednej strony cieszył się, że nie był stojącym na korytarzu Jinkim, który od dobrych dziesięciu minut wysłuchiwał menedżerskiej tyrady na temat ilości i różnorodności popełnionych przez nich błędów. Brak synchronizacji i porozumienia na scenie, pomyłki w choreografii, wzajemne wchodzenie sobie w drogę – to tylko kilka grzechów wymienionych przez menadżera, które popełnili tamtego wieczora, a które Taeminowi udało się usłyszeć i zrozumieć w rwącym potoku słów. 



Z drugiej jednak strony chłopak bardzo współczuł liderowi. To było niesprawiedliwie, żeby jedna osoba odpowiadała za przewinienia całej reszty. 



Za to również obwiniał samego siebie.


Nagle drzwi do waiting roomu otworzyły się, a potem trzasnęły z przeraźliwym hukiem, prawie wypadając z zawiasów. Na środku pokoju stanął Onew. Zakładając ręce na biodra, wbił w podłogę swój morderczy wzrok. Jego oddech był ciężki, a policzki poczerwieniałe od złości. Milczał przez chwilę, najwidoczniej szukając odpowiednich słów, aby przekazać to, co miał do powiedzenia.


- Pewnie się wam wydaję, że dzisiejszy występ był do dupy. – zaczął poirytowanym głosem. Popatrzył po swoich dongsaengach. Jak się okazało, żaden z nich nie odnalazł w sobie wystarczająco dużo odwagi, aby chociaż przelotnie na niego spojrzeć. – Mylicie się. Ten występ był jedną z największych katastrof w naszej karierze, totalnym gównem zmieszanym z błotem, czego nasz menadżer nie omieszkał mi uświadomić. A teraz możecie sobie podziękować i pogratulować. Ewentualnie zacząć skakać sobie do gardeł, jak robicie to od przeszło dwóch miesięcy. 



Zanim Onew zdecydował się wykonać jakikolwiek znaczący ruch, Jonghyun poderwał się z krzesła i bez słowa opuścił pomieszczenie, będąc odprowadzonym przez kąśliwe słowa Kibuma:



- Jasne, najlepiej spieprzyć. Tak jest łatwiej, nie?



W waiting roomie zapadła niezwykle krępująca cisza. Minho, który dotychczas siedział na kanapie i nerwowo wykręcał sobie palce, podniósł się i początkowo na chwiejnych nogach – co nie umknęło uwadze Taemina – udał się w kierunku drzwi. Przystanął jednak na chwilę, prawie wyminąwszy lidera. Popatrzył na niego smutno.



- Przepraszam cię, hyung. Przepraszam... – wyszeptał drżącym głosem, kładąc dłoń na ramieniu starszego. Był to drobny, ale niezwykle znaczący gest, z czego obaj doskonale zdawali sobie sprawę. Jinki obrócił głowę ku Choi’emu, popatrzył się na niego, a potem uśmiechnął się delikatnie, prawie niezauważalnie. Poklepał Minho po ręce, dając mu tym samym do zrozumienia, że przyjmuje przeprosiny. Niedługo po tym raper z nikłym uśmiechem na ustach zniknął za drzwiami. 



Onew westchnął ciężko. Czuł się naprawdę paskudnie. Nie dość, że nie potrafił pojednać swoich zespołowych kolegów, jak to w jego mniemaniu na dobrego lidera przystało, to jeszcze ich opieprzał i wyładowywał na nich swoją złość. A przecież traktował ich jak swoją drugą rodzinę...



- Możecie mi powiedzieć, gdzie popełniam błąd? – spytał z nutą rozpaczy w głosie. Najpierw zerknął na Taemina, który skulony siedział na kanapie, a potem na wpatrującego się w niego od krótszej chwili Kibuma. – Może to ze mną jest coś nie tak? 



- Daj spokój, hyung. – odparł stanowczo Key, podnosząc się z miejsca. Podszedł do starszego Lee, objął go i serdecznie poklepał po plecach. Niebawem lider odwzajemnił uścisk. 



- Jestem chujowym liderem. – jęknął Jinki, wtulając twarz w obojczyk swojego dongsaenga.



- Nie. – zaprzeczył Kim, subtelnie się uśmiechając, czego jednak przytulony do niego Onew nie mógł zobaczyć. – Ty jesteś dobrym kapitanem. To w załodze są ciężkie, prawie niereformowalne przypadki. Ale nie martw się, damy rady. Prawda, Minnie?



Taemin, usłyszawszy swoje imię, przeniósł wzrok ze swoich bransoletek, którymi się do tej pory bawił, na Kibuma. Ten uśmiechał się do niego sympatycznie, choć spoglądał na niego wyczekująco. 



- Tak, oczywiście. Damy radę... – wydukał maknae, siląc się na uśmiech. 



Damy radę...


~*~

Taemin nie mógł zasnąć. Nerwowo przekręcał się na łóżku, wzdychając cicho raz po raz. W dziwny sposób czuł się niekomfortowo, będąc tak blisko Jonghyuna. W jego głowie co chwilę pojawiały się wspomnienia z ostatnich tygodni; wspomnienia seksu ze starszym. Lee aż nazbyt dobrze pamiętał ten palący dotyk, mokre wargi i zwinne palce, które zdążyły już odcisnąć na nim swoje niewidzialne piętno. 


Od samych wyobrażeń Taeminowi huczało w głowie, a ciało mimowolnie się podniecało. To uporczywe napięcie, które kumulowało się w dolnej partii ciała, w tym jednym konkretnym miejscu, zmusiło go do wstania z łóżka. Zrobił to bardzo ostrożnie i powoli, aby nie obudzić Kima. Potem cicho wymknął się do łazienki. 



Lodowata woda, którą oblał swoją twarz, na chwilę przyniosła mu ukojenie. Lee studiował swoje odbicie, obserwując chłodne kropelki spływające wzdłuż jego policzków i szyi. Zadrżał lekko, gdy zauważył kilka blednących śladów na skórze. Był wdzięczny opatrzności, że nikt ich do tej pory nie zauważył i miał nadzieję, że taki stan rzeczy utrzyma się jak najdłużej... Do samego końca.



Zanim wyszedł z łazienki, jeszcze kilka razy przetarł twarz. Nie chciał wracać do pokoju. Jeszcze nie. Dlatego postanowił udać się do kuchni. Nie odważył się jednak do niej wejść. Powstrzymała go przed tym łuna światła wylewająca się spod przymkniętych drzwi i przyciszone głosy. I mimo że nie chciał podsłuchiwać – to nie było w jego stylu – to nieznacznie podniesiony ton Kibuma mimowolnie przykuł jego uwagę. 



- Chcesz go zostawić?



- Tak. Ja... Bummie, ja już nie mam siły. Już dwa miesiące się do siebie nie odzywamy. Jest mi z tym źle i... – Brunet westchnął. – Po prostu coraz częściej odnoszę wrażenie, że zrobiliśmy głupotę, decydując się na ten związek.



Taemin przybliżył się do drzwi, a potem zamarł w bezruchu, nasłuchując jeszcze uważniej niż do tej pory.



- Ale ty jesteś głupi, Minho. Ty i on. Obaj jesteście idiotami.



- Dzięki. – Ton głosu Choi’ego wskazywał na to, że poczuł się zraniony i urażony słowami przyjaciela. – Skoro jesteś taki mądry, to powiedz, co mam niby zrobić? On mnie unika! Znika gdzieś, nie odzywa się do mnie, nawet na mnie nie patrzy!



- To sam się do niego odezwij! Do cholery, czy naprawdę aż tak trudno jest porozmawiać? 



- Ja nic nie...



- Dość! – Głos Kibuma podniósł się, a pięść uderzyła w stół. – Ciągle słyszę twoje „ja, ja, ja”... Przez cały ten czas opieprzałem Jonghyuna, ale ty też nie jesteś lepszy! Pozwól, że coś ci uświadomię... Nie jesteś pępkiem świata. Nigdy nim nie byłeś i podejrzewam, że nigdy nim nie będziesz. Zrozum, że tu nie ma miejsca ani na twoją pieprzoną, zranioną, męską dumę, ani na potajemne użalanie się nad sobą... Minho, przez was ten zespół się rozpada. Krok po kroku. Czy wy naprawdę tego nie widzicie? 



Ciemnowłosy westchnął ciężko w odpowiedzi.



- Uważasz, że dlaczego Jonghyun znika z dormu? – zaczął Kibum, przerywając ciszę. – Dlaczego unika ciebie, nas, spędza czas wyłącznie z Taeminem? Przez ciebie. I twoje dziecinne zachowanie.



- Jakie zachowanie, do cholery?

- Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię! Ranisz go na każdym kroku i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę! Cały czas kręcisz się wokół mnie jak zakochana nastolatka! Tylko „Bummie to...”, „Bummie tamto...”. I jeszcze ten wczorajszy pocałunek... Nigdy więcej tego nie rób, rozumiesz?! Nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdyby Jjong to zobaczył.
W kuchni zapadła cisza. Taemin wstrzymał oddech, modląc się o to, by reszta się nie obudziła; by Jonghyun się nie obudził. Nadal stał pod drzwiami, przysłuchując się ciężkiemu oddechowi Kibuma.  


- Nie traktuj mnie jak substytut. Nie próbuj na siłę zmieniać swoich uczuć tylko dlatego, że jesteście pokłóceni. – Głos Key był łagodny i zmęczony, ale jednocześnie stanowczy. – To się nie sprawdzi, Minho. Prędzej czy później zdasz sobie sprawę z tego, że to nie mnie chcesz, że nigdy tak naprawdę mnie nie chciałeś. Lepiej przyznaj się sam przed sobą, że przytulając się do mnie, myślisz o nim. I tak będzie ze wszystkim. 

Taemin cofnął się o krok. Minęła chwila, nim zdecydował się wrócić do swojego pokoju. Ostatnie posłyszane przez niego słowa Kibuma bezustannie pobrzmiewały mu w uszach.


Prędzej czy później zdasz sobie sprawę z tego, że to nie mnie chcesz, że nigdy tak naprawdę mnie nie chciałeś... Nigdy tak naprawdę mnie nie chciałeś...


Po cichym zamknięciu drzwi, Lee spojrzał na skuloną na łóżku postać. Czy Jonghyun też traktował go jak substytut? Wspomnienie ich pierwszego razu, kiedy starszy wykrzyczał imię Minho, nie pozostawiało żadnych złudzeń. Ani także fakt, że po tamtym incydencie Jjong nie wyjękiwał już żadnych imion. To Taemin jęczał i błagał o więcej. A Jonghyun spełniał jego życzenie, zawsze potem dziękując. Żadnego „kocham cię” albo „potrzebuję cię”. Tylko podziękowanie, po którym od razu ruszał pod prysznic, zostawiając drżącego Taemina samego. Samego ze złamanym sercem. 

~*~

Taemin beznamiętnie wpatrywał się w spokojnie płynącą rzekę Han. Gdzieś za jego plecami Key rozmawiał przyciszonym głosem przez telefon, a Onew stał przy budce z jedzeniem. To właśnie lider był pomysłodawcą opuszczenia dormu i udania się na spacer, dzięki któremu cała trójka mogła na chwilę odetchnąć od codziennych problemów i odciąć się od posępnej atmosfery panującej w zespołowym mieszkaniu. Młodszy Lee był niewymownie wdzięczny swojemu hyungowi, że ten, mimo jego początkowych protestów, namówił go do wyjścia. To pozwoliło Taeminowi odsunąć od siebie przytłaczające myśli. I w końcu dopuścić do siebie głos rozsądku. 


Maknae prychnął pod nosem, uśmiechając się do samego siebie z pogardą. Był żałosny... A oprócz tego tak bezgranicznie głupi i beznadziejnie naiwny. Bo przecież Jonghyun go nie kochał. Nigdy. I to było takie oczywiste. A jednak gdzieś w głębi serca wciąż miał nadzieję, że to się kiedyś zmieni.



- Co robisz, Minnie?



Onew przysiadł tuż koło niego z kubełkiem kurczaków i plikiem serwetek. 



- Tak sobie rozmyślam, hyung... 



- O Jonghyunie?



Taemin odwrócił wzrok, znów przenosząc go na rzekę. Kibum w międzyczasie usiadł koło Jinkiego, wzdychając ciężko i opierając się o niego. 



- O czym rozmawiamy?



- O tym, o czym myśli nasz maknae.



- A o czym myśli nasz maknae? – spytał Key, uśmiechając się delikatnie do Taemina. Ten jednak zdawał się nie zorientować, że pytanie było skierowane wprost do niego.



- O Jjongu i Minho.



- O rany... – Key wywrócił oczami, odrywając się od Jinkiego. – Mam ich tak cholernie dość... Dość Minho i jego błazenady, Jonghyuna i jego idiotycznego zachowania i w ogóle całej tej beznadziejnej sytuacji. Najchętniej bym ich zamknął w jednym pokoju i nie wypuszczał, dopóki by się nie pogodzili albo nie pozabijali.



Onew parsknął urywanym śmiechem, kręcąc z rozbawieniem głową. Młodszy Lee uśmiechnął się blado.



Gdzieś w tyle dało się słyszeć chichot, wesołe rozmowy, dziecięce piski. Wszystko było tak przyjemne, a jednocześnie tak różne od niezręcznej ciszy wypełniającej ich dorm.    



- Dobra... – Onew wypuścił głośno powietrze. – Nie będę kłamał, że zaciągnąłem was tutaj tylko po to, żeby odpocząć od tych pajaców. Chcę się dowiedzieć, czy któryś z nich ma zamiar przerwać tą dziecinadę. I od razu zaznaczam, że mam w głębokim poważaniu wasze przysięgi milczenia czy inne tego typu cholerstwa. Jestem liderem i próbuję jakoś ratować ten zespół, więc liczę na waszą współpracę.



Kibum i Taemin spojrzeli po sobie. Obaj już mieli dosyć. To było widać jak na dłoni. W końcu Key wzruszył ramionami, spoglądając na Onew.



- Wydaję mi się, że długo to już nie potrwa...



- Och, czyżby wielki pan Choi postanowił pierwszy wyciągnąć rękę na zgodę? Mam nam kupować na noc zatyczki do uszu?



- Obejdzie się, hyung. Tym razem chyba zabraknie happy endu.



Maknae przygryzł wargę, spuszczając wzrok. To był już koniec. I on też musiał skończyć z tym dziwnym układem pomiędzy nim a Jonghyunem.



- Wiecie... – Jinki westchnął ciężko. – Powinno mi być przykro, że jednak im nie wyszło. Ale jednocześnie tak mnie wkurwiali przez te ostatnie półtora roku, że nie mogę... Modlę się tylko o to, żeby po tym wszystkim potrafili ze sobą pracować.



- Oby.



Chłopaki spojrzeli po sobie. Kibum wyglądał tak, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale zanim to zrobił, uprzedził go Onew.



- Zanim kontynuujemy ten dołujący wątek i dalej będziemy biadolić nad głupotą naszych przyjaciół, proponuję zrobić sobie małą przerwę... No, jedzcie je, póki są ciepłe!



Taemin uśmiechnął się słabo, obserwując, jak Jinki próbuje wmusić w Key intensywnie pachnące udko. Ze szczerym zainteresowaniem wsłuchiwał się w bezsensowną kłótnię o dodatkowe kilogramy i przeciwstawianą im zbawienną moc kurczaka. Gdy w końcu batalia z młodszym Kimem zakończyła się dla lidera sukcesem, odwrócił się on w stronę maknae z niemal szatańskim błyskiem w oku.



- No, Minnie. Wcinaj kurczaka. 



- Dzięki, hyung, ale chyba nie jestem głodny.



- Minnie... – Starszy pomachał przed jego twarzą smakowicie wyglądającym udkiem. – Minnie, to kurczak. Jemu się nie odmawia. Chcesz, żeby było mu przykro?



Lee zachichotał, na co Onew uśmiechnął się jeszcze szerzej.



- No, Minnie... Wiem, że chcesz kurczaka. Zrób to dla mnie, nie daj się prosić.



Kibum wychylił się zza Jinkiego i uśmiechnął się do Taemina. 



- Minnie, zrób to dla ummy i appy. Tak ładnie cię proszą.



Śmiech, który poniósł się po rzece, był jak echo dawnych czasów i sprawił, że wszystkie złości i pretensje zostały zapomniane. Key wstał gwałtownie, obszedł lidera i usiadłszy koło maknae, mocno objął go ramionami.



- Taeminnie, proszę, nie kłóćmy się... Zwłaszcza o nich i przez nich.



Lee owinął swoje ręce wokół szyi Kibuma, przyciągając go jeszcze bliżej siebie.



- Dobrze, umma. Nie będziemy. 



- I nie dawaj się wykorzystywać.



Ciepły szept owionął ucho Taemina, który natychmiast zamarł. Niemożliwe. Niemożliwe, żeby Key wiedział. Lee próbował oderwać się od starszego i na niego spojrzeć. Upewnić się. Ale Kim nie zamierzał wypuścić go ze swoich objęć. 



- Nie wiem, co się dzieję, ale jestem pewny, że coś jest nie w porządku. Dlatego proszę cię, Minnie – nie zrób czegoś, czego będziesz potem żałował.



Kibum odsunął od siebie chłopaka i popatrzył w jego wystraszone oczy z delikatnym uśmiechem, a Onew poklepał go po plecach.



- Gdyby coś się działo, pamiętaj, że zawsze masz nas.


~*~

Zimna szyba taksówki mroziła jego policzek, kiedy po raz kolejny jechał w to samo miejsce. W miejsce, z którym wiązało się tyle najróżniejszych wspomnień; tyle godzin, o których wolałby zapomnieć. Z pomocą Onew i Key nawet udało mu się tego dokonać. Co prawda tylko na chwilę, ale jednak.


Ledwo wszedł do pokoju, a umięśnione ramiona Jonghyuna już zamknęły go w silnym uścisku. Starszy zaczął prowadzić go w kierunku łóżka, składając milion chaotycznych pocałunków na jego policzku i szyi. Taemin chciał się temu poddać, pozwolić na zrobienie ze sobą wszystkiego. Ale w jego głowie znów odtworzyło się jedno słowo. Jedno bolesne słowo – substytut. Był tylko substytutem.



- Hyung, nie.



Znajdując w sobie jakieś nieznane pokłady siły, odepchnął od siebie Jonghyuna. Z ciężko bijącym sercem spojrzał na zdziwionego Kima. 



- Minnie, coś się stało?



Lee cofnął się o kilka kroków, obejmując się ramionami dla przynajmniej znikomego poczucia bezpieczeństwa. Kilka razy zwilżył suche wargi językiem.



- Mam dość, hyung. Nie mogę tak dłużej... Już nie mogę.



Jonghyun usiadł na brzegu łóżka, patrząc na Taemina zbolałym spojrzeniem.



- Minnie, ja... Naprawdę...



- Nie, hyung. Nie chcę już słuchać o tym, że mnie potrzebujesz. Chcę być pewnym, że chcesz być ze mną. Tylko ze mną. Nie będę ci go dłużej zastępował. – Młodszy przełknął głośno ślinę, czując gorycz słowa na języku. – Nie będę substytutem. Nie traktuj mnie tak. Muszę wiedzieć, co dalej. Co z nami, hyung?



Jjong zwiesił głowę. Jego dłonie wyraźnie drżały. Po długiej, ciągnącej się niemal w nieskończoność minucie uniósł wzrok. W jego spojrzeniu kryła się wyłącznie bezradność.



- Nie wiem, Minnie. Byłem... Wciąż czuję się zraniony. Chciałem... Chciałem tylko czułości. Potrzebowałem kogoś, kto nie czepiałby się mnie o wszystko, okazał mi odrobinę zrozumienia. Ale chyba trochę się w tym wszystkim pogubiłem... – W ciemnych oczach zaczął pobłyskiwać strach. – Nie wiem, co dalej. Nic już nie wiem... Ale błagam cię, Minnie, nie zostawiaj mnie. Nie odchodź. Zwłaszcza w tej chwili...



- W takim razie to koniec, hyung. Koniec tego dziwnego układu... Mam dość.



Taemin obrócił się na pięcie, wychodząc z trzaskiem drzwi. Kątem oka udało mu się dojrzeć, jak Jonghyun chowa twarz w dłoniach. Będąc w połowie korytarza, Lee oparł się o plecami o ścianę i zjechał w dół, a wtedy łzy stanęły mu w oczach. Rozpłakał się jak małe dziecko. 



Czy tak właśnie miał wyglądać koniec?



      

piątek, 6 grudnia 2013

~The Versatile Blogger~


Bardzo dziękuje Levi, Mii i Datenshi za nominację. ;*
Szczerze powiedziawszy w ogóle się tego nie spodziewałam, więc mnie niesamowicie zaskoczyłyście. ^^



Zasady:
1. Podziękować nominującemu bloggerowi na jego blogu
2. Pokazać nagrodę Versatile Blogger Award na swoim blogu
3. Ujawnić 7 faktów o sobie
4. Nominować 7 (lub więcej) blogów
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów



Siedem faktów o mnie:

1. Mam ciemną karnację, brązowe loki i bardzo ciemne oczy (ledwo widać moje źrenice), przez co często słyszę, że wyglądam jak Włoszka. Żeby było śmieszniej sami Włosi też mnie biorą za "swoją". xD

2.W maju czeka mnie matura, a potem jeśli los będzie sprzyjał wybieram się na japonistykę. ^^

3.Jestem strasznym leniem. Uwielbiam siedzieć w ciepełku z kotem i gorzką herbatą, czytać i nie przejmować się niczym.

4. Zostałam wychowana na muzyce lat 80 i 90 oraz poezji śpiewanej. Przez większą cześć swojego życia słuchałam wszystkiego co można podczepić pod określenie "mocne brzmienie.". Jakim cudem mając 18 lat skończyłam w koreańskiej muzyce komercyjnej? Nie ma pojęcia, ale w sumie dobrze mi z nią. ^^

5. Moim ultimatem jest Kim Jonghyun. ;33 Nie mam pojęcia co takiego ma w sobie ta przerośnięta lśniąca jaszczurka, ale działa na mnie tak jak żaden inny. Może mogłabym się nawet pokusić o stwierdzenie, że to mój koreański ideał...

6. Kiedyś byłam wielką shipperką JongKey. Ale potem przyszedł Minho, wykopał Bummiego i zajął jego miejsce koło Dinozaura, a ja pokochałam JongHo jeszcze mocniej niż JongKey (ku rozpaczy mojej przyjaciółki).


7. Moja przygoda z yaoi i fanfickami zaczęła się pięć lat temu. Moja przyjaciółka przedstawiła mi cudowny świat yaoi, a silny bromance gitarzysty i wokalisty My Chemical Romance, które wtedy było moją największą muzyczną miłością, podsycał mi pomysły na opowiadania. Z tego wszystkiego powstał mój pierwszy blog, który by pewnie istniał nadal gdyby Azja i K-pop nie podpierdzielili mi serducha. ^^ 


Blogi, które nominuje:


czwartek, 21 listopada 2013

Heartbeat

Strasznie mi źle z faktem, że tak długo musicie czekać na nowy rozdział. ;_: 
Niestety zarówno ja, jak i moja Becia cierpimy na totalny brak czasu. 
Dodatkowo miałam ostatnio problem z komputerem, co mnie pozbawiło kontaktu ze światem na dwa tygodnie. Elektronika chyba mnie nie lubi. -.-"
Spróbuje niedługo (chociaż wolałabym niczego nie obiecywać) wrzucić kolejny rozdział DP. 

A na razie przedstawiam wam takie oto maleństwo, napisane w przypływie nagłej weny i nowo odkrytej miłości do kolejnego paringu z EXO. ^^

~*~



SeXing
Tytuł: Heartbeat
Gatunek: drubble, AU







Otaczała go ciemność, z której nie mógł się wydostać. Spoza niej docierał do niego cały zewnętrzny świat. Zapach szamponu, spokojny oddech, dotyk ciepłego ciała i smak skóry, do której przytykał usta. Jedynie to budowało mu obraz chłopaka, którego kochał.
Drżącą ręką sięgnął w górę, natrafiając na krzywizny twarzy. Poczuł, jak młodszy poruszył się we śnie.

- Yixing? Co robisz?

- Próbuję cię zobaczyć, Sehunnie.

Chłopak milczał, zamykając na powrót oczy. Zhang po raz kolejny dotknął jego twarzy, odkrywając linie, wzniesienia i zagłębienia ją tworzące. Zachwycał się delikatnością skóry.

- Chciałbym cię zobaczyć. Sprawdzić, czy wyglądasz tak, jak sobie wyobrażam.

- A jak myślisz?

- Myślę, że jesteś jeszcze przystojniejszy. – szatyn westchnął ciężko, opuszczając rękę i wtulając się mocniej w ciało Sehuna – Moje dłonie są niczym. Nie są w stanie pokazać mi jak cudowny jesteś, tak, jak zrobiłyby to moje oczy. Jestem skazany na domysły.

- To nie jest tak złe, jak myślisz. – ciaśniej oplótł ramionami kochanka, szepcząc mu wprost do ucha – Nie musisz mnie widzieć, żeby dojrzeć to, co najważniejsze. Wystarczy, że to poczujesz.

Pewnie złapał dłoń Chińczyka w swoją własną i przyłożył do szybko bijącego serca.

- Wszystko, co najważniejsze, jest w tym rytmie. Musisz tylko wczuć się w to, jak bardzo cię kocham. Nic więcej. 







piątek, 25 października 2013

Heartbroken

Moja kochana Becia znalazła czas, więc prezentuje wam moi drodzy oneshota, 
o którym wspominałam pod ostatnią notką. ;)
Enjoy ^^





JongKey
Tytuł: Heartbroken
Gatunek: AU, angst
641 słów





Jeden...

Bummie, proszę...”

Dwa...


Kibummie, błagam cię.  Odbierz.”

Trzy...


Wiem, że nie chcesz mnie znać, ale... Ja nie potrafię bez ciebie żyć. Bummie, ja... Czuję się jak śmieć. Rozumiem, że jesteś na mnie wściekły, ale proszę cię, błagam, odezwij się. Ja... Przepraszam. Tak strasznie cię przepraszam...”

Cisza.


Kibum-umma? Hyung, odbierz. Martwimy się o ciebie. Jeśli nadal nie będziesz odbierał, to pojedziemy do ciebie!”

Koniec.


Kibum westchnął ciężko, opadając na kanapę. Głowa bolała go niemiłosiernie od godzin płaczu i niewyspania. Miał dość. Wszystkiego i wszystkich – bez wyjątków. Wiedział jednak, że jeśli chce uniknąć niechcianych odwiedzin przewrażliwionego Jinkiego i przeczulonego Taemina, musi przełamać swoją ogólną niechęć do świata i zadzwonić do któregoś z nich, aby ich zapewnić, że jakoś sobie radzi i nie ma potrzeby, żeby do niego przyjeżdżali.

Bo w tamtej chwili potrzebował tylko i wyłącznie samotności. Chciał się położyć, zamknąć oczy i już nigdy nie wstawać. Pragnął zapomnieć o Jonghyunie i o krzywdzie, którą ten mu wyrządził. O tamtej nieszczęsnej nocy, która obróciła wniwecz całe jego dotychczasowe szczęście. Zapomnieć o wszystkim, co kiedykolwiek ich łączyło. Rozpaczliwie próbował wymazać z pamięci fakt, że ktoś taki jak Kim Jonghyun w ogóle istniał w jego życiu.

Zamknął oczy, próbując się nie rozpłakać, choć szczerze wątpił w to, że zachowało się w nim bodaj kilka łez. Upierdliwy dźwięk kolejnego telefonu wibrował w jego czaszce, zwiększając tylko ból głowy. Nie odbierze. Nie zrobi tego. Nie, nie, nie...

”Bummie, wybacz mi... Ja naprawdę nie potrafię bez ciebie żyć. Wiem, że mnie nienawidzisz, ale on nic dla mnie nie znaczy, kompletnie nic. Przepraszam, Bummie... Kocham cię. Nie chciałem...”

Słuchawka upadła z hukiem, uderzona przez ciężkie tomisko. Nie mógł dłużej tego słuchać. Nie miał siły płakać. Już na nic nie miał siły.

Powoli i odrętwiale wstał i ruszył w stronę łazienki. Zakorkował wannę i odkręcił gorącą wodę.

Patrzył na swoje odbicie w powoli pokrywającym się parą lustrze. Zmierzwione włosy, zapuchnięte oczy, pusty wzrok... Nie przypominał dawnego siebie. Tamten Kibum – uśmiechnięty i ufnie patrzący w przyszłość – zdawał się odejść w odmęty niepamięci, a ten, który zajął jego miejsce, okazał się być jego całkowitym przeciwieństwem – pozbawionym planów i marzeń, tonącym w bezkresnym oceanie rozpaczy i goryczy; morzu własnych łez.

Bo nie było czegoś takiego jak „lepsze jutro”. Dla niego w ogóle nie było jutra...

- Idiota! Idiota, idiota, idiota...

Na głos wyklinając tego, którego mimo wszystko nadal bardzo kochał, niezręcznie ściągał z siebie ubrania, co jakiś czas się w nie zaplątując. Niefortunne machnięcie ręką, próbującą wyswobodzić się z długiego rękawa, sprawiło, że łazienkę wypełnił zapach mocnych, męskich perfum. Jego perfum.

Kibum z przerażeniem, ale i uporczywością wpatrywał się w leżące w umywalce kawałki szklanego flakonika. Światło odbijało się od każdego z nich, rażąc w oczy. Głowa Kima bolała od intensywności zapachu, a w uszach szumiało od adrenaliny i myśli, która niespodziewanie zrodziła się w jego umyśle.

Drżącymi palcami złapał za największy odłamek i położył go na brzegu wanny. Na zaparowanej tafli lustra napisał tylko jedno, krótkie zdanie.

Kocham cię.”

Powoli wszedł do wanny, nie zwracając zbytnio uwagi na to, że gorąca woda parzy jego skórę. Po odczekaniu chwili zamknął oczy i zanurzył się cały, leżąc nieruchomo i myśląc. Zastanawiał się nad swoim życiem, które zawsze było podporządkowane Jonghyunowi, a teraz – zupełnie niespodziewanie – straciło swój centralny punkt.

Wkrótce się wynurzył, desperacko łapiąc powietrze. Cała łazienka wypełniła się parą, a woda – wciąż lejąca się do wanny – zaczynała wypływać na podłogę.

Trzęsącą się dłonią sięgnął po odłamek. Docisnął ostrą krawędź do nadgarstka i przesuwając ją wzdłuż żyły, z fascynacją przyglądał się spływającej krwi.

Jedna ręka i woda zabarwiła się na brudną czerwień.

Gdy haratał drugą rękę, z trudem trzymał szkło.

Kiedy ledwo żywy zsuwał się pod wodę, w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Trzykrotny. Chwila ciszy. I zgrzyt zamka. Nadzieja, że może On wrócił ścisnęła go za serce. Ale był już zbyt słaby, by wykonać jakikolwiek ruch.

Zamknął oczy, znikając pod taflą szkarłatnej wody.



czwartek, 17 października 2013

Dirty Pleasure IV

Przepraszam!
Nie było mnie chyba z miesiąc, za co bardzo przepraszam wszystkich, którzy tu zaglądają. :*
Nie do końca pojmuję, co mnie podkusiło do zakładania bloga w klasie maturalnej, gdy pracy jest dwa razy więcej, ale chyba nie będę tego analizować. ;) 
Postaram się tylko jakoś znajdować czas na pisanie, bez którego i tak nie mogę żyć, i nieregularnie będę tu coś publikować. ;3
A teraz spróbuję jakoś wynagrodzić wszystkim zainteresowanym moją nieobecność. ^^ 
Ten rozdział może nie jest niesamowicie długi, ale kolejny nadrabia. ;P 
Poza tym, jeśli moja kochana Becia da radę, to w weekend wrzucę króciutkiego OneShota z JongKey.
Nie przedłużając, zapraszam na kolejny rozdział Dirty Pleasure ^^








Z każdym kolejnym dniem życie Taemina coraz bardziej przypominało jeden, wielki bałagan, zamieniało się w chaos, w którym on nie potrafił się odnaleźć. Coraz częściej łapał się na tym, że ma ochotę uciec. Z dormu, z Seulu... Po prostu zacząć biec, nieważne gdzie, nieważne dokąd, byleby tylko zostawić swoje problemy daleko w tyle, porzucić je jak nieprzydatny bagaż, który niepotrzebnie ciąży w dłoni. Naprawdę bywały chwile, kiedy chciał zniknąć. A moment konfrontacji z Onew był jedną z takich chwil.

Starszy Lee może i wydawał się być ciamajdą, lecz w środku był prawdziwym liderem z krwi i kości. I miał cholerny szósty zmysł, który niejednokrotnie komplikował pewne sprawy. Jinki był typem osoby, która uważnie obserwowała i analizowała zachowania, a potem niespodziewanie atakowała swoją ofiarę gradem pytań i miażdżyła podejrzliwym spojrzeniem.

Tamtego dnia, kiedy Minho i Kibum wybyli razem na zakupy, a Jonghyun po prostu wyszedł bez słowa, zostawiając Jinki’ego i Taemina samych w dormie, lider postanowił skorzystać z nadarzającej się okazji i przeprowadzić z maknae poważną rozmowę; rozmowę z rodzaju prowadzonych w „cztery oczy”.

Taemin od dobrej godziny bezmyślnie wpatrywał się w ekran telewizora, nie zwracając zbytnio uwagi na to, co leci. W jego głowie nieprzerwanie odtwarzało się wspomnienie nocy, którą spędził z Jonghyunem. To było jak wielokrotne oglądanie tego samego filmu i przeżywanie go za każdym razem od nowa. Lee mógłby nazwać go nawet bajką, spełnieniem swoich najskrytszych marzeń, gdyby nie nieszczęśliwe zakończenie, jedno, konkretne słowo, które zostało wykrzyczane w ekstazie, imię nie pozostawiające żadnych złudzeń, przekreślające utopijne fantazje, wznoszące potężny mur pomiędzy rzeczywistością a wyobraźnią. I mimo, że zdrowy rozsądek ostrzegał Taemina, że może zrobić sobie krzywdę, chłopak był gotów uderzać w tą ścianę nawet głową, byleby ją tylko zburzyć.

Myśli tak pochłonęły maknae, że nawet nie zauważył opierającego się o ścianę Jinki’ego.

- Taeminnie... Powiedz, co się dzieję? Widzę po tobie, że coś cię gryzie.

- Wydaję ci się, hyung. – Młodszy Lee uśmiechnął się najsłodziej, jak tylko potrafił. – Wszystko jest w porządku.

- Gówno prawda. – Onew przysiadł na kanapie tuż obok Taemina. – Gdyby wszystko było w porządku, nie siedziałbyś tutaj jak szczeniak czekający na karę i nie wpatrywałbyś się w debatę po arabsku. Więc z łaski swojej nie okłamuj mnie, tylko mów, co się dzieję. 

Chłopak spłonął rumieńcem, szybko przerzucając kanał. Uparcie wpatrywał się w powtórkę „Boys over flower”, czując na sobie palące spojrzenie Jinki’ego. Czuł, jak jego serce przyspiesza i to do tego stopnia, że był niemal pewny tego, że Onew również słyszy jego bicie.

Taemin nigdy nie umiał kłamać przed liderem, który – odkąd pamiętał – był dla niego jak starszy brat. Zawsze wysłuchiwał wszystkich jego smutków i zażaleń, ofiarowywał mu swoje ramię do szlochania, a jeśli zaszła taka potrzeba to i siebie całego do przytulania. Niemniej jednak to, co wydarzyło się pomiędzy nim a Jonghyunem nie było czymś, co Onew lub ktokolwiek inny by zrozumiał. Sam Taemin tego nie rozumiał. To się po prostu stało, a on nie umiał – albo raczej nie chciał – protestować. I choć jego serce porozpadało się na maleńkie kawałeczki, nie żałował niczego. Jedyne, co przysparzało mu jeszcze większego bólu niż porozbijane serce, to sumienie, które zżerało go od środka. Poza tym, pozostawał jeszcze Jonghyun, który od tamtego czasu nie odezwał się do niego ani słowem.

- Minnie... – Onew delikatnie ścisnął ramię Lee. – Jeśli przejmujesz się tym, co się dzieję pomiędzy Minho i Jjongiem, to przestań. Obaj są dorośli. Co prawda zachowują się jak dzieci, ale jednak są dorośli. Skoro nie potrafią się dogadać... To ich sprawa.

Pomiędzy nimi zapadła cisza. Taemin zaciskał mocno wargi, bojąc się, że jeszcze chwila a wybuchnie, wyrzuci z siebie wszystko, co go martwi i boli. Kątem oka spojrzał na lidera. Widział, jak Jinki szykuje się do tego, aby coś powiedzieć. Na szczęście, przed nieuchronnymi pytaniami uratował go trzask drzwi i donośny głos Kibuma.

- Jesteś całkowitym idiotą, wiesz o tym?!

- Key, proszę... Daruj sobie. Nie chcę rozmawiać na ten temat.

- Dobra! Nie to nie! Tylko potem, do kurwy nędzy, nie przychodź do mnie się wyżalić! Bo mam serdecznie dość ciebie i tego wszystkiego! Rzygam tym!

Kibum przeszedł przez korytarz niczym gradowa chmura, która nie omieszkała trzasnąć drzwiami po wejściu do sypialni. Onew westchnął ciężko i mrucząc coś pod nosem o „ujarzmianiu bestii” ruszył do pokoju, który dzielił z młodszym Kimem. Lee przysłuchiwał się przytłumionej kłótni i ciężkiemu oddechowi Minho, stojącego w korytarzu. W końcu Choi wszedł do salonu, uśmiechając się tak smutno, że sumienie Taemina po raz kolejny dało o sobie znać. Taemin czuł, jak cisza powoli go zabija, a głowa huczy od oskarżeń, jakie sam sobie stawiał. Odchrząkując nerwowo kilka razy, zacisnął dłonie na spodniach i odezwał się słabym, drżącym głosem:

- Hyung, jak się trzymasz?

Minho spojrzał na niego zmęczonymi, zmartwionymi i zasmuconymi oczami.

- Słabo, Minnie...

- Może powinieneś go przeprosić?

- Ja? – Minho prychnął. – Nie mam za co go przepraszać. To on nic mi nie mówi i spiskuje za moimi plecami.

- Nie jesteś zbyt przewrażliwiony, hyung? To przecież...

- Taeminnie, nie wtrącaj się. Proszę. Wiem, że on z tobą rozmawia, ale wątpię, żeby powiedział ci wszystko, co ma na sumieniu.

- Ale...

- Nie. – Minho wstał. Delikatnie pogłaskał Taemina po czuprynie. – Nie przejmuj się.

Lee wpatrywał się w odchodzącą sylwetkę Choi’ego. W końcu odwrócił głowę i zacisnął powieki. Wyrzuty sumienia – jak jakiś potwór – gryzły go coraz mocniej i natarczywiej, szarpały go i paliły, doprowadzały do szaleństwa. Czuł się przez nie okropnie. Minho cierpiał. Jonghyun cierpiał. A on jeszcze bardziej wszystko komplikował.

Łzy napłynęły mu do oczu, gdy po raz kolejny pomyślał o Jjongu. Gubił się w tym, co czuł, w tym, co dawał mu do zrozumienia starszy i w tym, co wiedział, że jest słuszne. Miał istną dżunglę w głowie, nie potrafił się w niczym odnaleźć. Wiedział tylko, że egoistycznie cieszy się z bliskości otrzymywanej od Kima.

Z sercem niemal z ołowiu ułożył się na kanapie. Chciał odpocząć, przynajmniej na chwilę zapomnieć, o niczym nie myśleć. Piskliwy dźwięk telefonu pokrzyżował jednak jego plany. Co więcej, ta konkretna melodia była przypisana tylko jednej osobie. I to właśnie tej, która odpowiedzialna była za cały ten mętlik w głowie Taemina.

Lee przesunął językiem po suchych wargach, wpatrując się w dzwoniący telefon. Chciał znów usłyszeć głos Jonghyuna, wymawiającego jego imię w ten charakterystyczny, pieszczotliwy sposób. Drżącą dłonią sięgnął po komórkę i przycisnął ją do ucha.

- H-halo?

- Minnie... – Ciepły głos przyprawił go o zawroty głowy. – Minnie, przyjedź tam, gdzie ostatnio.

- Po co, hyung?

Cisza.

- Hyung?

- Potrzebuję cię.

Serce Lee zatrzymało się na ułamek sekundy, a potem wypełniło ciepłem.

- Dobrze, hyung. Przyjadę.

*


Leżał na tym samym łóżku, co tydzień temu. W tym samym pokoju. Znowu z nim. Znowu całkowicie mu oddany. Jonghyun obsypywał mokrymi pocałunkami każdy skrawek jego ciała, wędrował językiem wzdłuż zarysów mięśni. A Taemin niemal zapominał, że starszy należy do niego tylko przez tą krótką godzinę. Prawie zapominał o tym, co czuł, w co uparcie się pakował. Zapominał też, że ma złamane serce i że Kim go nie kocha. Oddając się błogości chwili, nie myślał o tym, że Jonghyun nigdy nie odwzajemni jego uczuć. Był mu potrzebny. Tu i teraz. Przez godzinę, dwie, ale był. I to wystarczało, aby radować go przez ten krótki czas.

Ciepły język i sprawne dłonie Jonghyuna doprowadzały umysł Taemina do tego niesamowitego, niepowtarzalnego stanu błogiego odurzenia. Wszystkie swoje zmysły skupiał na odbieraniu bodźców i to było najwspanialsze. Czuł gorący oddech na swojej skórze, ruch pełnych warg na podbrzuszu... Tylko słowa były z dala od niego. Nie chciał ich słyszeć, nie potrzebował ich. Bez słów było lepiej. Bez słów mniej bolało. Lee wydawał z siebie najróżniejsze gamy dźwięków, ale docierały one do niego stłumione, jakby zza grubej ściany. I gdy orgazm przelał się oczyszczającą falą przez jego drobne ciało, odpłynął uszczęśliwiony.

*



Gdy się obudził, za oknem było już ciemno. Nerwowo spojrzał na telefon, wzdychając z ulgą, że nie jest jeszcze aż tak późno, jak mu się wydawało. Przecierając swoje zaspane oczy, rozejrzał się po pokoju. Tuż obok niego spał Jonghyun. W półmroku wypełniającym pomieszczenie twarz Kima wydawała się być jeszcze przystojniejsza. Taemin uśmiechnął się delikatnie, sięgając ku włosom starszego. Delikatnie pieścił między palcami brązowe kosmyki, będąc zachwyconym ich miękkością. Potem powoli, starając się nie zbudzić swojego hyunga, ruszył do łazienki, zbierając po drodze swoje ubrania.

Ciepła woda była tym, czego potrzebował. Koiła jego nadwerężone ciało i łagodziła zmysły. Chłopak odchylił do tyłu głowę, pozwalając ciężkim kroplom opadać na swoją twarz. Był zrelaksowany. Starał się nie dopuszczać do siebie myśli, że niebawem wróci do dormu i całą jego tymczasową bajkę szlag trafi. Postanowił pomyśleć o tym później.

Pogrążony we własnych doznaniach nie zorientował się, że nie jest sam w łazience. Wzdrygnął się gwałtownie, gdy nagle duża dłoń nakryła jego kroczę. Palce Jonghyuna zawinęły się wokół jego męskości, a miękkie usta złapały za płatek ucha. Lee odchylił się w stronę drugiego ciała, wzdychając z budującej się w nim przyjemności. Dłoń na jego penisie przyspieszała swoje ruchy, a druga mocno ścisnęła pośladek. Po chwili krótkie palce Kima zaczęły zataczać kręgi wokół wejścia maknae, wślizgując się do środka jeden po drugim. Taemin jęknął z przyjemności, nabijając się na palce coraz bardziej i bardziej. Obraz przed jego oczami rozmywała woda, tak gorąca, że wydawała mu się niemal wrząca. Gdy obie dłonie Jonghyuna zniknęły, Lee instynktownie przygotował się na więcej. Pchnięty, mocno oparł się o ścianę, wypinając w stronę Jjonga, by po chwili poczuć się przyjemnie, a jednocześnie boleśnie wypełnionym. Ruchy Kima były szybkie i brutalne. Jego palce zaciskały się mocno na wąskich biodrach maknae, a sam Taemin niemal tarł twarzą po ścianie, jęcząc bezwstydnie coraz głośniej. Dłoń Jjonga owinęła się wokół członka młodszego, stymulując go w rytm coraz gwałtowniejszych pchnięć. Mocniejszych i głębszych. Kciuk starszego drażnił czubek penisa maknae, rozsmarowując po nim soki.

Orgazm uderzył w niego nagle, niemal zwalając go z nóg. Będąc prawie że przyklejonym do ściany, przyjmował ostatnie pchnięcia Jonghyuna, nim cudownie przyjemne ciepło nie zalało jego wnętrza. Kim wyszedł z niego, oddychając ciężko.

- Minnie... Dziękuję.

Taemin obrócił się do starszego z delikatnym uśmiechem na zaróżowionej twarzy.

- Obiecałem ci, że cię nie zostawię. Dotrzymam słowa, hyung.

Kim przyciągnął go do zagłuszającego poczucie winy pocałunku. Woda powoli zmywała z nich ślady jakiegokolwiek zbliżenia.